Wiecznie żywa piosenka “Last Christmas I gave you my heart” sączy się z głośników w sklepie. W jego obszernym wnętrzu, drewniane półki uginają się pod ciężarem świątecznych dekoracji i czekoladowych “Mikołajów”.
Kolorowe światełka gwiazdek i dzwoneczków rozświetlają zarówno ulice dużych miast jak i małych miasteczek. To znak, że nadchodzą święta Bożego Narodzenia.
Te wszystkie elementy wywołują we mnie wspomnienia świat z przeszłości i nastrajają do tych, które już za parę dni nastaną.
Dawno, dawno temu…
Cofnijmy się jednak w czasie o ponad 8 lat . Mieszkam już wtedy Poznaniu, delektując się życiem rasowego “singla” pracującego w dużej międzynarodowej korporacji .
Jadę moim małym, błękitnym samochodem Peugeot 206. Nazwałam go pieszczotliwie “Kłapouchym”. Podróżuję na święta do swojej najbliższej rodziny w górach – pod Nowym Sączem.
Zapytasz pewnie w myślach: “Po jaką cholerę Gosia dałaś samochodowi imię Kłapouchy? “
To proste! Każda rzecz, która daje mi przyjemność poznawania świata zyskuje imię. “Kłapouchy”, który miał takie słodkie, lusterka boczne zupełnie przypominające uszy Kłapouchego z Kubusia Puchatka, że zasłużył na jego imię.
Wyjechałam moim “Kłapouchym” w długą, niemal 600 km podróż z Poznania do Nowego Sącza. Wyjechałam tuż po pracy. Bardzo lubię jeździć w długie trasy sama, mając w samochodzie dobrą muzykę. I tym razem moja trasa mijała mi bardzo szybko i przyjemnie. Taki stan utrzymywał się, aż do odcinka Kraków-Rzeszów. Tuż za Krakowem, na długie dwie godziny stanąłem w stworzonym przez gołoledź korku.
Kilometry samochodów uwięzionych przez złe warunki atmosferyczne na drodze. Przesuwały się one w ślimaczym tempie. Mijały minuty. A potem godzina jazdy w tempie 10 km na godzinę. A potem druga godzina. Było już po 22.00 w nocy, gdy nareszcie pokonałam odcinek z gołoledzią. Sznur samochodów na trasie ruszył już żwawym tempem i rozluźnił się.
Miałam jeszcze ponad 1,5 godziny trasy do pokonania, aby dotrzeć do Ptaszkowej pod Nowym Sączem. Cieszyłam się już na myśl, że jeszcze parę chwil, a będę w moim domu rodzinnym. Miałam 20 kilometrów do celu gdy stało się coś bardzo niespodziewanego.
Poczułam nagłe i silne uderzenie w tył samochodu. Nie wiedziałam co się dzieje. Automatycznie zaczęłam próby hamowania auta, jednak hamulec jakby wogóle nie działał. Redukcją biegów udało mi się zwolnić tempo auta. Nareszcie zatrzymałam się. Jakimś cudem nie wypadłam z trasy. Zupełnie nie miałam pojęcia co się stało. Chwiejnymi nogami wysiadłam z auta. W tył mojego Kłapouchego wbite było inne auto oklejone napisami Hoppla.pl. Z tego auta powoli, również chwiejnym krokiem wysiadł młody kierowca. Pierwsze moje pytanie do niego brzmiało: “Co się stało?!!!” “Nie wiem. Chyba zasnąłem”. – odpowiedział równie mocno jak ja oszołomiony kierowca.
Mój analityczny umysł działa w takich trudnych sytuacjach jak robot. Emocje są automatycznie tłumione, zaczyna się tryb: “najpierw rozwiązać problem”.
Zazwyczaj jestem wtedy najbardziej opanowaną osoba na pokładzie. Co prawda krew się z nas nie lała, ale obydwoje byliśmy na pewno poobijani i zszokowani.
Maska samochodu z naklejkami hoppla.pl wyglądała jak harmonijka zatopiona w bagażniku mojego Kłapouszka. Jednak jakoś udało nam się zjechać na pobliska stację beznzynową. Oświadczenia winy ze strony pana z hoppla.pl były szybką formalnością.
Czekanie na assistance. Odholowanie mojego auta. Telefon do siostry i szwagra z informacją w środku nocy, że rozbito właśnie swój samochód niedaleko ich mieszkania i już dzisiaj , nieco wcześniej niż zaplanowaliśmy możemy się spotkać jeśli mają ochotę 😉 . ps: Dziękuję Wam za pomoc tej nocy 🙂 .
Mocno po północy dotarłam w końcu do domu rodzinnego. Dosłownie wszystko mnie bolało. Jednak, jako że to był mój pierwszy wypadek myślałam że to taki chwilowy stan.
Kolejnego dnia miał nastać szczególny dzień. Mój siostrzeniec obchodził swoje pierwsze urodziny. Pojechałam więc na imprezę urodzinową ciesząc się z tego wyjątkowego dnia. Prawdę mówiąc trudno było mi wytrzymać z bólu. Czekałam dzielnie do odśpiewania Sto lat i zgaszenia jednej na torcie świeczki. Czułam że kręci mi się w głowie, piszczy w uszach i okropnie boli kark. Nie chcąc psuć świątecznej atmosfery, cichaczem zadzwoniłam na na infolinię prywatnej opieki zdrowotnej szukając informacji czy jakiś lekarz jest dostępny tego dnia w Nowym Sączu w pierwszy dzień świat. Niestety nie. Został tylko publiczny szpital. Wybrałam się “tylko coś sprawdzić” na chwilkę do Państwowego szpitala, aby dowiedzieć się że w sumie mam “skręcenie i naderwanie odcinka kręgosłupa szyjnego” i konieczny jest kołnierz ortopedyczny. A że są święta i krew się nie leje to w sumie tyle co mogą pomóc na dyżurze. Dużo się to nie różniło od przysłowiowego zdania z MIŚia: “Nie mamy pana płaszcza i co nam Pan zrobi”.
Przez kolejne dni tak bardzo bolał mnie kark przy skręcaniu głową, że musiałam zrezygnować z zastępczego auta na rzecz decyzji powrotu do Poznania pociągiem.
W Poznaniu też zrobiono prześwietlenie i nadal zalecono kontynuację minimalnie przez 3 tygodnie noszenia kołnierza.
Obiecałam wtedy sobie, że następnym samochodem, który kupię będzie na pewno duże combi z hakiem. Tak aby moja strefa zgniotu była jak największa, hak posłużył do nabicia się delikwenta próbującego mnie przejechać.
Przez kolejne dni tak bardzo bolał mnie kark przy skręcaniu głową, że musiałam zrezygnować z zastępczego auta na rzecz decyzji powrotu do Poznania pociągiem.
W Poznaniu też zrobiono prześwietlenie i nadal zalecono kontynuację minimalnie przez 3 tygodnie noszenia kołnierza.
Obiecałam wtedy sobie, że następnym samochodem, który kupię będzie na pewno duże combi z hakiem. Tak aby moja strefa zgniotu była jak największa, hak posłużył do nabicia się delikwenta próbującego mnie przejechać.
Kilka miesięcy później…
Czas leciał do przodu. Donosiłam kołnierz do końca. Zapomniałam o wypadku. Życie toczyło się dalej.
Pracowałam wtedy w Grupie Allegro zajęta mieszkaniem w dwóch miastach na raz: Poznaniu i Toruniu. Pracowała od rana do późnych godzin nocnych, z zapałem budując nowy dział w firmie. Pewnego dnia będąc w Toruniu odwiedziłam zabytkowy kościół na Rynku. Ten dzień pamiętam do dzisiaj. Z niewiadomego powodu zemdlałam i obudziłam, gdy wokół było sporo obcych ludzi pytających “Co się Pani stało?”.
Ale “Pani” nie miała pojęcia co się jej stało.
Potem jeszcze kilka razy zdarzały mi się omdlenia. Miałam też poważne problemy ze snem. Martwiłam się tym nie na żarty. Podróżowałam w delegacje firmowe zazwyczaj sama. Hotele były moim domem przez większość tygodnia. Przemieszczam się między miastami. Rocznie w samochodem przemierzałem ponad 40.000 km. W tym w większości jeżdżąc sama. Te omdlenia były dużym ryzykiem dla mnie, w tym moim stylu życia. Zgłosiłam się do lekarza. Zaczęto szukać przyczyn. Może to serce. Nie, EKG było prawidłowe. Może mózg – tomografia podobno prawidłowa. To może badanie EEG. Bigno! Badanie EEG wyszło niepokojąco, fale na pewno nie były prawidłowe. wg Pani oceniającej wynik na bieżąco to była nerwica. Na tamten czas skończyłam poszukiwania. Pracowałam w korporacji, bardzo intensywnie pracowałam i założyłam więc może faktycznie diagnoza jest trafna. Może jestem przemęczona. Może trzeba nieco zmienić styl życia?
W tym czasie również zaczęły się inne problemy. Nagle pojawiały się spore problemy hormonalne. Włączyła się też insuliooporność. Zawsze byłam szczupła, a tutaj nagle moja waga zaczęła iść w górę mimo że intensywnie wykorzystywałam swój pakiet Multisport i wchodziłam na kolejne szczyty z Korony Ziemi. W efekcie musiałam zacząć zażywać leki na insulinoopormość. Jakość snu też była tragiczna, czułam się coraz gorzej. Lekarze wtedy mówili: “Zbliża się Pani do 30-stki – tak może się dziać. Starzejemy się. Trzeba się z tym pogodzić.”
Klika lat później
Przeskoczę z moją opowieścią jeszcze raz kilka lat do przodu.
Tym razem jestem już mamą bliźniąt. Dzieci mają 5 lat. Mikołaj jest chory więc został z nianią w domu. Ja jadę rano wraz z małą Anią samochodem przedszkola. Tak jak sobie obiecałam kiedyś, teraz jadę już samochodem Combi z hakiem. Mała Ania siedzi zapięta z tyłu samochodu w foteliku z pasami 5 punktowymi, na fotelu z ISOFIXem. Zjeżdżam na prawy pas aby skręcić. Zmieniają się światła na czerwone. Samochód przede mną hamuje. Ja tez hamuje. I BUM! I jeszcze raz BUM! Dostaję niespodziewanego strzała w tył samochodu. Uderzam w auto przede mną . I jeszcze raz strzał. BUM! Wszystko co było luzem w samochodzie rozsypuje się po całym aucie. Obracam się na tyle siedzenie. Mała Ania jest blada. Nie może złapać powietrza,. Wybiegam z samochodu, biegnę do Ani. Powoli zaczyna łapać oddech. Nadal jest blada jak ściana. Już widzę co się stało. Wjechała we mnie samochód dostawczy, a w niego ciężarówka, a ja w jakiś samochód osobowy. Pan z ciężarówki wysiada i mówi, że zepsuły mu się hamulce i nie mógł zahamować. A dostawczak nie dość że wpadł na mnie, zawiesił się na haku i jeszcze raz mi przyłożył. Moje auto combi w sekundę zamieniło się w sedana. Dobrze, że jednak kupiłam cobi. A hak – tylko dołożył mi uderzenie.
Wnioski – Nie, już nie chce samochodu z hakiem. Traktor lub tira kupię sobie po prostu następnym razem:]
Filmik z tego zdarzenia nagrany przez Jakuba nadal wywołuje we mnie ciarki na plecach.
Na miejsce wypadku przyjeżdża pogotowie i policja. Chce aby zabrano Anię na badania do szpitala, mówię że ja też jestem potłuczona, ale sanitariusz karetki mówi że może zabrać tylko nas w jedno miejsce.
Decyzja moja gdzie. Decyduje oczywiście, że jedziemy do szpitala dziecięcego. Jedziemy z Anią do szpitala Krysiewicza w Poznaniu, gdzie mała Anulka ma badanie USG.
Jakub pojawiający się szybko na miejscu wypadku, przejmuje kwestie techniczne dotyczące rozbitego auta. Dzięki Kuba za nieocenioną pomoc tego dnia!
Pogotowie wpisuje w kartę informacyjną, że dziecko było bardzo dobrze zabezpieczone pasami. Odwoże Anię taksówką do domu, a ona zostaje z nianią i bratem.
A ja sama jadę do szpitala do dorosłych. I tutaj zaczyna się klasyczny obraz polskiego NFZ. Długo czekam jak na korytarzu szpitalnym. Sprawdzono mi ciśnienie i ogólnie oglądnięto, i należy czekać na lekarza który gdzieś jest. I tak sobie czekam jedna, dwie, trzy godziny. Lekarza jak nie było tak nie ma. Nikt nie wie nawet kiedy przyjdzie. Po prostu standard opieki NFZ w całym swoim majestacie.
W domu czeka na mnie dziecko po wypadku i drugie chore, a ich tata jest w delegacji. Poddaje się w walce z NFZ. Jadę do domu. Do dzieci. Pójdę prywatnie do lekarza.
I faktycznie kolejnego dnia jestem już w ładnej, prywatnej klinice u lekarza neurologa. Opowiadam historię, mówię o bólu w tylnej części głowy i karku. Lekarz zlecił prześwietlenie karku i tomografię głowy ( mój pakiet ubezpieczenia zawiera te badania więc nie muszą znowu walczyć z NFZ) .
Lekarz neurolog mówi że ból karku to skurcz mięśni po wypadku. Jak stres przejdzie to przestanie boleć, a głowa to od stresu po wypadku. Że minie. Cierpliwości. Robię badania, wyniki nie wychodzą super, ale lekarz mówi że w tym wieku to już tak jest ;). Nadal zastanawiam się czy po 30-stym roku życia już zawszę będę to słyszeć od lekarzy i ciekawi mnie jaką wersje mają dla 40-stolatek.
Po 2 tygodniach przychodzę kolejny raz do lekarza. Nadal skarżę się że boli mnie głowa. Że spać nie mogę już zupełnie. Pan neurolog proponuje mi leki na sen. Biorę je i następnego dnia chodzę jak naćpana. Nie mogę na niczym skupić się w pracy. Tak nie może być!
Wracam do lekarza neurologa. Pan neurolog mówi, że tylko takie na sen są, tak będą działać i tak ma być!. A jeśli nie chce leków to, że samo mi przejdzie z czasem.Czuję, że Pan neurolog delikatnie próbuje się mnie pozbyć pacjenta który niewdzięcznie narzeka na skutki uboczne produktów farmaceutycznych, twierdząc że musi mieć sprawny do myślenia mózg. A może po prostu już chce iść do domu 🙂
Z czasem jednak z moim stanem jest coraz gorzej. Nie mogę zasypiać. Ciągle boli mnie głowa i nie mogę spać w nocy. Tylna część głowy i kręgosłup dosłownie nie dają mi o sobie zapomnieć ani na chwilę. Nawet w nocy.
Powoli rozsypuje się całe moje zdrowie. Inslunooporność szaleje. Zyskuje w krótkim czasie 20 kilogramów ciała gratis i nie mogę sobie z tym poradzić nawet pomimo srogiej diety i ćwiczeń. Coraz częściej zaczynam brać leki przeciwbólowe, chociaż nigdy po nie nie sięgałam wcześniej. Na noc zjadam garść melatoniny. Pamięć, koncentracja, wszystko to zaczyna być w opłakanym stanie.
To nie koniec moich problemów zdrowotnych
Pewnego ranka budzę się w łazience na podłodze z twarzą której nie poznaję. Dostaję mocnej alergii na całym ciele, łącznie z buzią. Nie mogę mówić. Mam problemy z oddychaniem. Układ wegetatywny zwariował. Przyjeżdża do mnie karetka. Sanitariusz jest na przysłowiowym fochu, bo przecież to “bez sensu” ich do alergii wzywać. Dają zastrzyk sterydu, ale nie pomaga. Znowu ląduje w szpitalu, a potem w kolejnym – bo żaden z nich nie uważa że “reakcja alergiczna i oddechowa” to ich problem.
Wreszcie poza sterydami domięśniowymi do podania nikt nie ma pomysłu co i dlaczego się ze mną dzieje. W tym czasie latamy już bliźniakami na Ukrainę do Kijowa na leczenie immunoglobulinami. Lecę do Kijowa z dziećmi na wlewy jeszcze z całą opuchniętą twarzą i kompletem zastrzyków ze sterydami w plecaku.
Dr. Malcev (neuro-immunolog w Kijowie) widząc mój stan próbuje sprawdzać czy jakiś wirus mnie nie zaatakował, bardzo niepokoi go mój stan. Zleca szczegółowe badania alergologiczne na kilkaset alergenów, badania wirusowe. Wszystkie wyniki wychodzą czysto. Nie może pojąć jak można było mieć tak ogromna reakcję alergiczną bez posiadania żadnej alergii i aktywnych wirusów. Każda wizyta z dziećmi w Kijowie u niego kończy się pytaniem “Małgorzata, a ja Ty się czujesz?. Zrób jeszcze te badania”. Krążymy z badaniami wokół alergii i wirusów. Naprawdę poczciwy człowiek z niego i chce pomóc mi jak tylko potrafi. Mój stan niepokoi nie tylko ukraińskiego lekarza ale i mnie. Kończymy wyjazdy na Ukrainę z dziećmi. Tajemnica jednak była nadal niewyjaśniona.
Rosja. Inna poziom diagnozy.
Przesuwamy się w czasie kilka miesięcy do przodu. Marzec 2019 roku Rosja. Pierwsza wizyta w Stawropolu w Klinice neuro-clinic.life .
Rosjanie w ramach prezentu dla pierwszych u siebie Polaków, dla nas rodziców bliźniaków podarowali nam bezpłatną serię BAK bioakustycznej korekcji.
Spędzamy 3 tygodnie w Stawropolu na diagnozie i pierwszym turnusie dzieci. Dużo się dzieje. Padają trudne diagnozy (czytaj tutaj o diagnozie dzieci w Rosji).
Podczas robienia dzieciom EEG wpada mi do głowy myśl, że może kiedyś “wypadało by” też zrobić sobie to badanie jeszcze raz po latach. Ale myśl szybko znika, zabita inną. “Gosia, przyjechałaś tutaj diagnozować i leczyć dzieci, a nie siebie. Może kiedyś.”
Chodzimy więc na sesję BAK codziennie. Rafał (tata bliźniąt) śpi na BAK jak przysłowiowy suseł, zasypiając tuż po włączeniu muzyki w słuchawkach, a potem wychodzi z pełnym relaksem. A ja nie mogę zasnąć ani razu.
Pod koniec wyjazdu wzywa mnie kierownik neurologii dr. Mila (Fedorova Ludmiła Nikołajewna – Фёдорова Людмила Николаевна, zwana przez mojego synka po prostu: „Ciocią” ) z zaniepokojoną miną.
Mówi, że sprawdzili nagrania mojego mózgu podczas sesji z BAK – bioakustycznej korekcji mózgu. Urządzenie BAK wykorzystuje również mechanizm eeg do monitorowania i przekształcania fal eeg. Posiada jednak mniejszą ilością elektrod niż standardowe eeg.
Doktor neurolog mówi, że po oglądnięciu zapisów z BAK bardzo się o mnie martwią .
Uważają, że mam bardzo duży problem z mózgiem, może mocną nerwicę.
Mówi, że muszę się zacząć szybko leczyć, bo problem jest naprawdę poważny i ma bardzo poważne konsekwencje dla całego organizmu.
Gdy chodzi o zdrowie moich dzieci, jestem śmiertelnie poważną osobą.
Jednak gdy mowa o moim zdrowiu, to włączam zazwyczaj tryb wypierania iż może dolegać mi coś poważnego i przekształcania tego w żart. “Tak, tak wiem, że mam nerwicę. Wspomniano mi o tym kilka lat temu. Ale nerwica to część mnie. Zazwyczaj jestem najbardziej opanowaną osobą w całym towarzystwie. I myślę, że to dzięki niej jestem taką zorganizowaną osoba, zawsze przygotowana, analizująca z dużym wyprzedzeniem ryzyko. Nawet zawędrowałam do Rosji martwiąc się o dzieci i minimalizując ryzyko co się stanie jeśli zostawię je bez odpowiedniej diagnozy i leczenia”. Próbuję sprzedać moja chorobę jak jakiś skarb dający mi super moce. Jednak pani neurolog nie jest jednak do śmiechu. Z jej twarzy znika uśmiech, a zastępuje go wyraz zmartwienia. Tym razem wiedziałam, że mówi całkowicie serio.
Powtarzała: “Małgorzata, problem jest poważny i musisz do niego poważnie”. Wspomina, że problem kaskaduje na cały organizm i nie leczony może doprowadzić do tragedii. Przekonało mnie to. Może faktycznie pora zadbać też o siebie, bo w tej drodze do zdrowia moich ukochanych bliźniąt nie ma takiej możliwości aby zabrakło kierownika projektu.
Umawiam się więc, że “kolejnym razem”, gdy przylecimy do Rosji zrobię kompleksowe badania i zaczniemy leczenie.
Słowo się rzekło. Czas na diagnozę.
Już za 2 miesiące, pod koniec maja 2019 nastąpił ten “kolejny raz w Rosji” . Tak jak obiecałam, podeszłam do diagnozy i badań. Na początku zlecono mi zarówno badanie EEG, jak się badanie ANS .
Wyniki EEG nadeszły znacznie szybciej niż wyniki badania ANS. Nie mogąc doczekać się spotkania neurologa, włączyłam google translate aby odszyfrować co neurolodzy z St. Petersburga interpretujący badania wykonane w Stawropolu napisali w podsumowaniu.
Widziałam już wcześniej wyniki EEG swoich dzieci wykonanych w Rosji, ale tak złego wyniku EEG jak mój to żadne z moich dzieci nie miało. Kompletna dezorganizacja w mózgu, mnóstwo zaburzeń, jedyne czego nie było do kompletu to tylko fal ostrych padaczki.
Neurolog też nie ukrywała, że nie jest dobrze. Pocieszała, że na szczęście jestem dorosła i pewnie jest to coś nabytego, bo na pewno nie wyszłabym na taką osobę w pełni sił intelektualnych jak teraz z takim obrazem mózgu. W sumie to mało mnie to pocieszyło. “Coś” rozwaliło mi mój mózg i to naprawdę poważnie, a ja nie wiem nawet co to. To nie brzmiało optymistycznie.
Pani doktor mówiła, że szanse na unormowanie tego stanu są, tylko trzeba zacząć leczenie jak najszybciej. Akurat teraz już byłam mocniej przekonana że “przy okazji” leczenia dzieci mogę się podleczyć sama.
Badania EEG i ANS wykonywane lokalnie w Stawropolu w neuro-clinic.life, wysyłane są do instytutu St. Petersburgu, gdzie są oceniane i opisywane w Narodowym Centrum Badań Medycznych Psychiatrii i Neurologii. V.M. Bekhtereva. Po kilku dniach od wykonania badania ANS przyszły moje wyniki w formie bardzo długiego, wielostronicowego raportu z dużą ilością wykresów. Pierwsze spojrzenie na raport. Przeważają w nim czerwone wykresu, niewiele było zielonego na nich. Google translate poszedł kolejny raz w ruch i….. Ups – jest chyba jeszcze gorzej niż wyniki z EEG, rozglądam się gdzie jest Pani neurolog, aby potwierdzić moje przypuszczenia.
Według ANS mój organizm w ogóle nie miał sił do regeneracji. Układ wegetatywny był na skraju wyczerpania. Co gorsza, badanie wykazało że podczas testu ze wstawaniem z kozetki na proste nogi nagle mózg tracił na moment zasilanie. Zasugerowano, iż należy zrobić MRI głowy i odcinka szyjnego i zmiany w mózgu i całym organizmie mogą mieć charakter powypadkowy. Pod wnioskami widniała pieczęć oceniającego i opisującego wyniki. Kto nim był? A nikt inny jak słynny prof. Gorelik.
Jeśli prof. Gorelik rekomenduje wykonanie MRI (MRI – rezonans magnetyczny. Zlecono MRI mózgu jak i odcinka szyjnego) to już nie było żartów. Trzeba było je wykonać.
Kolejne badania
Dr. Mila umówiła mnie na badania MRI w szpitalu publicznym. Miał je opisywać ponoć najlepszy specjalista w rejonie od opisów MRI. Wysiedział w urządzeniu MRI te 25 minut. Kontrast na szczęście nie był konieczny. Wrażenie jakie miałam podczas badania to jak przebywanie na całkiem głośnej imprezie techno. Nie można było się ruszać więc drapanie po, na złość swędzącym nosie, też niestety odpadło 😉 ale przetrwałam dzielnie ten czas ( Jak wiecie, cały czas pracuję na mój order z ziemniaka ) ;).
W głowie tylko kołatała mi myśl: “Oby tylko nie znaleźli jakiegoś guza w tym moim szalonym mózgu”. Okazało się, że ta myśl nie tylko w mojej głowie dudniła. Dr. Mila zaraz po badaniu sprawdziła z lekarzami w szpitalu czy w obrazie MRI nie ma guzów. Na szczęście nie było. Za to wyniki zawierały wiadomości na tym samym poziomie optymizmu jak wyniki badania EEG i ANS.
Wynik wskazywał rezonansu na ostra encefalopatię powypadkową jak i wodogłowie w mózgu. Widoczne były znaczące nieprawidłowości na odcinku głowa – szyja. Ja też doświadczyłam traumy szyi tylko że w dorosłym życiu.
I nagle wszystkie wydarzenia dotyczące moich problemów ze zdrowiem z ostatnich kilku lat, zaczęły układać się w logiczną całość. To nie “syndrom po-trzydziesce” mnie dopadł tylko odczuwam poważne następstwa wypadków samochodowych. To one stopniowo rozregulowały cały mój organizm począwszy od mózgu, kręgosłupa, układy wegatywnego, nerwowego, układu endokrynologicznego skończywszy na ginekologii! Tak jak samo maska samochodu z hoppla.pl zwinięta w harmonijke i zaparkowana w moim niebieskim samochodzie “Kłapouszku” , tak moja zdrowie zwinęło się w harmonijkę na długie lata.
Oko w oko ze „Starym Wilkiem”
Mój stan i wyniki niepokoiły nie tylko mnie ale i pracowników Kliniki w Stawropolu.
Po uzyskanych komplecie wyników EEG, MRI i ANS przyszedł czas na spotkanie oko w oko z człowiekiem, którego jeszcze w poprzednim wpisie nazywam „Starym Wilkiem” (dr: Gorelik Alexander Leonidovich – Горелик Александр Леонидович) i za którym przywędrowałam aż na Kaukaz: Profesorem Gorelikiem. Konsultacja odbyła się przez skype. Ja siedząca w Stawropolu w neuro-clinic.life i on łączący się ze mną z St. Petersbuga.
Stary Wilk już dobrze mnie znał, zarówno z konsultacji z moimi dziećmi, jak i tego, że „nieopatrznie” nasłałam na niego tłum polskich rodzin szukających pomocy ( wtedy to były jeszcze początki wyjazdów Polaków do Rosji w poszukiwaniu diagnozy neurologicznej 😉 ). Siedzieliśmy tak sobie, wpatrzeni w monitory notebooków, na których wyświetlały się nasze twarze. On – z smutną i zaniepokojoną miną i ja czekająca na werdykt. Spodziewałam się medycznego wykładu sławnego specjalisty, a dostałam radę poczciwego człowieka. Mówił, że mój organizm już nie daje rady. Nie regeneruje się. Że poziom stresu jest wręcz toksyczny, że zjada mnie on i wszystkie moje zasoby życiowe. Że EEG wykazuje ostrą nerwicę, a MRI encefalopatię powypadkową. I że muszę odpocząć i wziąć najlepiej dłuuugi urlop. Rozpoczęła się rozmowa jak dwójki starych znajomych. „Pani doktorze: Pracuję na cały etat w międzynarodowej firmie, jestem odpowiedzialna za ważne projekty, zarządzam zespołami ludzi w 3 krajach i mam dwójkę niepełnosprawnych dzieci. Nie mam możliwości aby znaleźć czas na odpoczynek”. I wtedy Stary Wilk powiedział coś, co bardzo mocno wryło mi się w pamięć:
Wiedziałam w głębi serca, że Stary Wilk ma rację. W tamtej chwili jednak mój pociąg życiowy tak szybko pędził do przodu, że wręcz nie wyobrażalne było, aby go zwolnić, a co dopiero zatrzymać, jak sugerował. Ta rozmowa ze Starym Wilkiem zostawiła jednak trwały ślad w moim sercu i głowie. Mam przeczucie, że też wiele zmieni w dalszym życiu.
Porządki na odcinku: kręgosłup – szyja.
O Panu Rzeźniku, czyli niesamowitym, niewidomym panu Rzeni -specjaliście od terapii manualnych – pisałam już w tym wpisie. Pani neurolog mówiła o nim, jako o człowieku który jest znany na cały region jako świetny specjalista i ukończył prestiżową, najlepszą szkołę terapii manualnych na całą Rosję. Rekomendacje ten Pan miał bardzo dobre, więc czemu by nie spróbować terapii manualnych w Rosji.
Gdy Pan Rzeźnik rozprawił się z trauma szyi u moich dzieci, przyszła pora na mnie. To były czasy gdy jeszcze przyjmował nas w swoim mieszkaniu w bloku, zamiast jak teraz w Klinice neuro-clinic.life . W salonie jego mieszkania rozłożone było łóżko do masażu, włączony telewizor. Wsród półek przepełnionych książkami i ścian pokrytych zegarami z kukułką oraz moimi dziećmi biegającymi po pokoju odbyło się wydarzenie, które zapamiętam do końca życia.
Położyłam się na stole do masażu. Pan Rzenia sprawdził rękoma mój kręgosłup i zapytał:
P. Rzeźnik: “Boli Panią często głowa?”
Gosia: “Tak, codziennie.
Rzeźnik: “Acha…”
Sprawdzał mnie dalej .. “A miała Pani ostatnio jakiś poważny wypadek”. Zapytał.
”No tak, miałam, samochodowy. Nawet dwa.”..
“Acha. No zobaczymy..”.
Rozmasował mięśnie pleców. Powiedział aby się leżeć spokojnie i usiadł koło mnie na stole. Próbował mnie zagadywać. Moje kości łupały tak, że niemal wszystko wokół zagłuszały. W pewnym momencie zrobił jeden ruch, po którym na dobre kilkanaście sekund straciłam czucie w całej prawej ręce. To było najdłuższe kilkanaście sekund w moim życiu. “Co mnie podkusiło żeby tutaj przyjść?!” Plułam sobie w twarz tą myślą. Czucie ręki wróciło za moment ,a ja odetchnęłam z ulgą. To podczas tego spotkania, nazwałam tego pana pierwszy raz w myślach Panem “Rzeźnikiem” i taka ksywa już została z nim do tego czasu. Teraz, po niemal roku znajomości, wiem że Pan Rzeźnik to przecudowny, mądry człowiek, chcący każdemu pomóc, ale wtedy naprawdę budził mnie strach 🙂
Pan Rzeźnik na koniec zrobił mi jeszcze masaż pleców bańka z jakimś kremem który grzał mocno plecy. Oznajmij że zakończył swoje dzieło i mogę się ubierać.
Wstałam łóżka do masażu niepewna, czy mogę jeszcze się ruszać. O cholerka! Moje plecy!
Ból pleców który znosiłam tak długo KOMPLETNIE minął! Czułam się jakbym miała kilkanaście lat mniej! WOW! Może już nie żyję? 🙂 A jednak żyję i mnie nie boli?! Teraz tylko trzeba zapłacić za “usługę łamania karku”, zabrać dzieci i wiać stąd najdalej jak się da 😉 .
Ale nie nie. Okazuje się, że nie tak szybko. Pan Rzeźnik przekazuje Pani neurolog, że u dzieci już jest “haraszo”, problem traumy szyi rozwiązany, “tata” też “haraszo”, ale “mama” ma się stawić za tydzień do poprawki. Raz nie wystarczy, bo problem był większy. “By to szlag!” Myślę. Pocieszam się w myślach, że “nasza” Pani neurolog sobie zapomni. Ale nie zapomniała. Za tydzień oznajmiła: “Małgorzata, musimy jechać na wizytę. Jewgenij (prawdziwe imię pana Rzeźnika) mówił, że musisz jeszcze raz przyjechać”.
Myślę więc do siebie w myślach: “Chciało Ci się Gosia udawać twardzielkę i poznawać rosyjskie metody leczenia, to masz teraz za swoje!”. No i jadę kolejny raz na spotkanie z Panem Rzeźnikiem. Do odważnych świat należy!
Tym razem było już znacznie spokojniej i szybko. Chrum, Chrum kości i po temacie. Uff. Więc podczas każdej kolejnej wizyty w Stawropolu, już sama proszę o spotkanie z nim bez strachu w oczach 🙂
O bardzo poważnych konsekwencja uszkodzenia odcinka szyjnego opowiada również niemiecki lekarz, naukowiec – Bobo Kukliński zarówno w tym filmie, jak i swojej książce.
Skolioza kręgosłupa
Po tym gdy Pan Rzeźnik wykona swoją pracę, polecane są masaże medyczne całego ciała, aby krew i limfa mogły swobodnie przemieścić się po organizmie.
Od momentu gdy pielęgniarka szkolna w liceum powiedziała że mam skoliozę kręgosłupa nic szczególnego w jej temacie się nie zadziało.
Aż do wizyty w Rosji, gdy zgłosiłam się na masaż do Pana Stanisława. Pan Stanisław oglądnął mój kręgosłup i stopy i powiedział „skolioza” i płaskostopie i… odpalił swoje elektrody na kręgosłup. To miał być w zamierzeniu przyjemny masaż umilający mój pobyt w Rosji, ale te elektrody nieco zaburzyły romantyczny klimat masażu ( no wiadomo, wiadomo, gusta są różne 😉 .
Szybko jednak przerodził się w rozpoczynanie sesji elektrodami położonymi na spiętych przez lata przez skoliozę kręgosłupa mięśniach, aby je rozluźnić o późniejszego masażu.
Minęło kilka masaży, zanim udało się nareszcie rozbić od lat istniejące zakwasy na mięśniach.
Na szczęście bonus elektrod fundowany był tylko dla dorosłych i to takich z lata trwającymi problemami więc dzieci były bezpieczne 😉 . Masaż bardzo mocno poprawił nie tylko strukturę mieści na plecach ale na cały ciele. Mimo że daleko mu było do delikatnego masażu z salonów SPA to jednak całościowo polecam takie podejście.
Na kolejnych turnusach już Pan Rzeźnik przejął moje masaże medyczne. Poprosiłam o opcje masaży, które pozwolą mi się pozbyć również nadmiaru limfy z organizmu i dostałam to o co prosiłam aż z nawiązką 😉 ale to już opowieść na inny wpis 😉 .
Nie mniej jednak muszę przyznać, że ponad 20 godzin rozmów z Panem Rzeźnikiem przekonało mnie, że jest niewątpliwie niesamowitą postacią wartą poznania i zaufania. A sam pan Rzeźnik przekonał mnie, że z moim poziomem rosyjskiego mogę już śmiało wyjechać w podróż w najgłębsze zakątki Rosji i na pewno się dogadam z tubylcami 🙂
Odpalamy rosyjskie „zabawki” do neurorehablitacji
Mikropolaryzacja solarna i mikropolaryzacja transkronialna
Poza kręgosłupem należało też zacząć odbudowywać mózg i układ wegetatywny.
Na mózg zastosowano mikropolaryzację transkronialną. Po kilku dniach ustawień ogólnych elektrod przyszedł czas na ustawienia dedykowane pod mój problem. Już po pierwszej takiej sesji poczułam przypływ energii życiowej i jakby wróciła jasność widzenia. Moje parametry mikropolaryzacji transskronialnej i solarnej były znacznie wyższe niż dzieci, jednak czułam się po niej wyraźnie lepiej.
Mikropolaryzacja solarna (zakładana na brzuch) służy do odbudowy układu autonomicznego/wegetatywnego. Dla dorosłych jeden kurs może trwać ona nawet 20 dni. Plusem mikropolaryzacji solarmej jest też wyraźnie szybki pozytywny wpływ na procesy trawienia w organizmie.
W Rosji używa się jeszcze jednego rodzaju mikropolaryzacji – transwertalnej działającej na narządy wewnętrzne. Ten rodzaj mikropolaryzacji używają też moje dzieci, ale ja nie miałam jeszcze przyjemności spróbować jej działania na sobie.
O mikropolaryzacji posłuchasz więcej na moim kanale:
BAK – Bioakustyczna Korekcja Mózgu
Tym razem sesję BAK zmieniły swoje parametry i program. W głośnikach już brzmiała inna muzyka. Inaczej też czułam się na takich sesja, z czasem też zaczęłam na nich zasypiać.
Już po kilku sesjach czułam się jak po 3 tygodniowych wakacjach na słonecznych plażach Tajlandii. Relaks, spokój, brak kołatania serca i ataków paniki, przestało mi piszczeć w uszach i zauważyłam znacznie lepsza koncentracja. Skutek poprawy koncentracji i tempa uczenia w mózgu był widoczny już bardzo szybko. Pod koniec drugiego turnusu w Rosji zaczęłam całkiem sprawnie mówi po rosyjsku ( bez zasad gramatycznych co prawda) , ale jak na mnie, osobę mocno oporną na naukę języków obcych było to sporym zaskoczeniem.
Do tego czasu gdy ktoś mnie pyta jak naszybciej nauczyć się języka obcego odpowiadam nieco przekronie: „Podepnij się do BAK. Sukces gwarantowany.”
To w tym czasie też powstała między innymi myśl o stworzeniu kanału youtube opowiadającego o narzędziach do neurorehabilitacji i stworzenie mojej grupy na facebooku o leczeniu w Rosji :).
W mojej głowie, jak za dawnych dobrych czasów, pojawiały się coraz to nowe, kreatywne pomysły. Mój mózg zaczynał wracać do swojego dawnego stanu i wzrastał poziom energii ! Nie ukrywam, że bardzo tęskniłam za swoją energię życiową 🙂
Konsultacja u dr. Sergieja
Tak samo jak na początku naszej drogi w Rosji tak i po zakończeniu 4-tego kursu przyszedł czas na spotkanie z dr. Sergiejem – Kobylyatsky Sergey Viktorovich (Кобыляцкий Сергей Викторович). Pisałam o tym lekarzu w tym wpisie. Tym razem jednak poprosiłam o konsultację i ocenę nie tylko wyników dzieci ale też i moich. Lekarz zadawał wiele trafnych pytań: Czy miałaś omdlenia? Jak często boli Cię głowa? Która część głowy Cie boli? Czy masz skoki ciśnienia etc. Jak wygląda Twój sen?
Lekarz uważnie zbadał mnie. Oglądnął zarówno wyniki EEG, przeczytał też MRI, sprawdził też komplet moich badań endokrynologicznych jeszcze wykonanych w Polsce. Nie miał wątpliwości: kaskada moich problemów neurologicznych, endokrynologicznych, zaburzeń przetwarzania insuliny i cukrów ma jedną i tą samą przyczynę. Sprawdził też kilka razy moje ciśnienie które było wysokie. O tym, że mój puls bez przyczyny potrafi wyskoczyć bardzo wysoko już wiedziałam śledząc wyniki z zegarka sportowego, ale nie wiedziałam o problemach z nadciśnieniem ( dawno go nie mierzyłem po prostu).
Poza serią badań hormonalnych i około cukrzycowych zlecił również wizytę u rosyjskiej znanej rosyjskiej profesor endokrynologii oraz u lekarza ginekologa oraz okulisty twierdząc, że nawet jeśli teraz nie widzę problemu z oczami, ten element może się pojawić po latach. Mówił że pewne rzeczy już ze mną zostaną – jak np woda w mózgu, które nabawiłam się podczas wypadku i z nimi muszę żyć, jednak inne jak np encefalopatia powypadkowa i skutki traumy powypadkowej należy naprawiać zarówno mikropolaryzacją, bak, lekami odbudowującymi mózg (nootropy, ale do włączenia dopiero długo po zakończeniu terapii neurorehablitacji urządzenami bezlekowymi) jak i terapią hormonalną i przeciw insulinooporności.
Według tego lekarza neurologa, nie choruję na nerwicę, jednak mam święte prawo się denerwować w tej sytuacji 😉 bo cały mój układ nerwowy jest mocno zaburzony .
Przez lata, z powodu braku prawidłowej diagnozy problemy pogłębiały się mocniej i wyrządzały coraz więcej negatywnych skutków na cały organizm.
Jednak teraz, znając przyczynę problemu i sięgając po odpowiednie narzędzia mogę nareszcie poprawiać swój stan zdrowia.
Skutki leczenia w Rosji (przeszłam obecnie 3 turnusy neurorehablitacji ) już są widoczne gołym okiem. Wraca dobra pamięć, łatwość nauki, koncentracja, łatwość w zasypianiu, jakość snu się polepszyła i jestem znacznie spokojniejsza :). Pan Rzenia (Rzeźnik) pracuje regularnie nam moim kręgosłupem, a ja bardzo polubiłam te godziny spędzone z nim podczas rozmów i chrupania mojego kręgosłupa. Można śmiało powiedzieć, że zaistniała między nami nić przyjaźni międzynarodowej 🙂 . Niestety po tak poważnych wypadkach ustawienia kręgosłupa i masaże u dorosłych jeszcze przez jakiś czas trzeba czasowo powtarzać co kilka miesięcy, aby efekty utrwaliły się na dobre.
Prośba autorki
Zazwyczaj nie piszę publicznie o swoim zdrowiu, jednak ta historia nauczyła mnie, że niewinny wypadek samochodowy może mieć naprawdę tragiczne skutki na całym organizmie z którymi możemy męczyć się latami, nie uświadamiając sobie ich pierwotnej przyczyny.
Więc jeśli znasz drogi Czytelniku kogoś kto przeszedł wypadek samochodowy i nawet po latach nie czuje się najlepiej – proszę daj mu linka do tego wpisu, być może nie będzie musiał zataczać takiej drogi jak ja. Co dzieje się z mózgiem człowieka podczas wypadku – zobacz poniżej:
Wyprawa do Rosji na Kaukaz kolejny raz pokazała mi ogromną różnicę w ocenie badań obrazowych w Polsce a w Rosji. Tym razem nauczyłam się że istnieją też spore różnice w podejściu neurologów w tych 2 krajach do diagnozy i leczenia powypadkowych pacjentów. Nie ukrywam, że byłam i jestem pod dużym wrażeniem pro-aktywności rosyjskich neurologów w podejściu do mojego zdrowia. W szczególności dr. Mili i dr. Gorelikowi zmotywowaniu mnie do poważnego potraktowania problemów z moim zdrowiem.
Już od dawna nie wierzę w przypadki losu ale w Anioły i dobrą energię. Ten mój jest niezwykle mądrą istotą ;). Zaprowadził mnie daleko od Polski, aż na Kaukaz w Rosji abym nie tylko pomogła swoim i innym dzieciom i ale też sama zaczęła odzyskiwać zdrowie 🙂 .
Moja diagnoza nerwicy z Polski okazała się mieć zupełnie inne podłoże i obraz niż sądziłam. Zamiast leków które niestety muszę nazwać wprost „ogłupiaczami” mogę leczyć się bezlekowo, w sposób zgodny z moim stylem życia, i myślenia o tym co oznacza słowo „leczyć” polepszać swój stan, podkręcać pozytywnie mój mózg i energię życiową.
A dzięki tej energii mam szansę pomagać już nie tylko swojej rodzinie ale Wam drodzy Rodzice – Czytelnicy Bloga 🙂 .
W te nadchodzące święta życzę Ci Droga Czytelniczko/ Czytelniku aby Twój Anioł zawsze wyraźnie prowadził Ciebie i Twoja rodzinę w dobrym kierunku i abyś bezpiecznie dotarał na Święta do swojej rodziny! Życzy,
Autorka bloga:
Gosia Mikulska
Myślisz o diagnozie i leczeniu swojego dziecka lub siebie w Rosji? Dołącz do naszej grupy/społeczności rodziców leczących dzieci w Rosji. Społeczność działa na zasadzie wzajemnej, bezpłatnej pomocy. Ja pomagam, a osoby, którzy skorzystali z pomocy pomagają kolejnym.
Uwaga! Proszę nie dołączaj do grupy, jeśli kierują Tobą pobudki komercyjne lub nie szanujesz tej reguły wzajemności pomocy.
Chcesz otrzymywać informacje o nowościach na blogu. Zapisz się do bezpłatnego newslettera.
Interesuje Cię leczenie i terapia w Rosji?
Dołącz do mojej grupy: „Rosja – Neuro-rekonstrukcja – grupa dla osób którzy chcą wiedzieć”
Konsultacje online z rosyjskimi specjalistami w języku polskim:
Używasz facebooka? Odwiedź moją stronę!
Odwiedź mój FanPage na facebooku: kliknij tutaj.
Lubisz oglądać? Super! Na moim kanale YouTube czeka na Ciebie więcej ciekawostek z Rosji!
Odwiedź mój kanał YouTube: klinij tutaj.
Polub mój blog na facebooku i bądź na bieżąco: