Samotna Wilczyca
Samotna Wilczyca przez lata przemierza samotnie wyżyny i niziny Polski. Poznała zapach ukraińskiego wiatru. Ciepło rosyjskiego słońca i chłód kaukaskiego śniegu. Przemierzała “nieznane” w poszukiwaniu odpowiedzi na trudne pytanie, na takie, na jakie inne wilki nie znały również odpowiedzi.
Pewnego dnia Wilczyca usłyszała z opowieści innego wilka, że podobno gdzieś tam, w Rosji jest stary, mądry wilk który może znać odpowiedź na nurtujące Wilczycę pytania. Stawka była bardzo wysoka – chodziło o zdrowie i przyszłość jej małych “szczeniąt”. Tych jednych, oczekiwanych długo, tych ukochanych, które tajemnicza choroba starała się jej zabrać. Wilczyca zabrała więc swoje małe szczenięta i swojego wilczego partnera w podróż. Wędrowali na wschód, setki jak i nie tysiące kilometrów, aby spotkać tego legendarnego starego wilka i zasięgnąć jego rady.
Samotna Wilczyca nauczyła się, że trzeba dać dużo siły i energii aby iść do przodu. I tego, że trzeba cały czas myśleć logicznie, szybko się uczyć, analizować, słuchać innych mądrych starych wilków. Trzeba też uczyć się obcych języków, aby zrozumieć rady inny wilków, ale i wyć do gwiazd z prośba o pomoc wszechświata, aby wiedzieć w którym kierunku należy się udać, by rozwiązać zagadkę i pomóc jej małym szczeniętom.
Od czasu do czasu, inne wilki pytały samotną wilczycę gdzie zmierza i po co. Na co ona odpowiadała z głębi serca: “Idę po zdrowie moich dzieci. Pójdę nawet na koniec świata, aby je odzyskać”.
Jedni mówili – “Samotna wilczyco, jesteś bardzo dzielna! ”, a inni, że jest nie realistycznym marzycielką. Ktoś inny powiedział “Będę się modlił za Ciebie wilczyco”, a ktoś inny pomógł jej materialnie.
Z czasem samotna wilczyca zauważyła, że daleko, daleko za nią idzie inny wilk. Przyglądał jej się z daleka. Ale nie podchodził, obserwował samotną wilczycę. Po jakimś czasie takich wilków było nieco więcej i więcej. Nadal trzymały się na dystans, ale kroczyły jej śladami. Czasami któryś wilk próbował się zbliżyć i porozmawiać chwilkę, Wilczyca rozmawiała, a potem wracała do swojej drogi. Samotna Wilczyca tak szybko chodziła do przodu, że trudno było dorównać mu kroku.
Zawsze dzieliła się radami, gdzie już była, co już widziała i które ścieżki okazały się najlepsze, a które poraniły jej i jej małych bliźniąt stopy.
Na początku Wilczyca chciała pomóc po prostu swojemu małemu, choremu potomstwu. Ale z czasem, gdy inne wilki zaczęły dzielić się swoimi historiami o ich małych, również chorych szczeniętach, jej serce zrozumiało, że jej historia jest ważna dla innych. Że jej droga nie jest samotna. Że jej śladami idą inne wilki, których historia jest nieczęsto tak samo lub nawet bardziej dramatyczna.
Samotna Wilczyca miała dobre serce, co prawda była zajęta walką o swoje maluchy, ale jednak historie tych wilków bardzo go poruszały.
Pewnego dnia, gdy po raz drugi Samotna Wilczyca przemierzała Kaukaz ze swoimi szczeniętami odkryła, że inne wilki już nie trzymają się tak bardzo z dala za nią. One dołączyły do niej i jej podróży. Szli teraz ramię w ramię. Jej szczenięta bawiły się razem z innymi szczeniętami i razem się żywiły. Samotna wilczyca ze swoją rodziną przestała być sama w kaukaskim terenie. Jej los połączył się z losem innym wilków, którzy tak jak ona szukały nawet na końcu świata w Rosji, na Kaukazie pomocy dla swoich “szczeniąt”.
I oto jestem tutaj ponownie. Tutaj czyli w Stawropolu, na południu Rosji. Już drugi raz na turnusie neurorehabilitacji. Teraz mam już w kieszeni diagnozę neurologiczną od słynnego rosyjskiego profesora neurologii prof. Gorelika. Wydaje się, że wiem z czym się mierzę (przeczytaj o diagnozie w Rosji). Podjęłam wyzwanie w tej grze o zdrowie i walczę.
Nie jestem już sama z moją rodziną w Rosji. Tym razem to Wy – czytelnicy mojego bloga, rodzice – dzielicie się ze mną swoimi historiami. Nasze drogi skrzyżowały się. Tutaj. Daleko od Polski. W środku Rosji. Na Kaukazie.
Zarówno plac zabaw jak i urządzenia do mikropolaryzacji, bioakustycznej korekcji BAK, translingualnej stymulacji czy też łóżko do masażu moje bliźniaki dzielą teraz już nie tylko z rosyjskimi dziećmi, ale i z polskimi. Mała Ania na spacer wędruję za rękę z przystojnym Wojtkiem (pamiętając cały czas o Antku!) a za moment biegnie po placu zabaw z niebieskookim Maciusiem, czekając na szaszłyki skacze po kanapach z prześliczną Lidką. Mały Miki swoją czerwoną hulajnogę dzieli z uśmiechnięta Natalką z blond kucykami zaczesanymi starannie. Dzieci ujeżdżają samochody i samoloty w parku Pobiedy lub testują kwas chlebowy, który jest najlepszym antidotum na 35 stopniowe upały. Kolejna polska rodzina dojeżdża pod koniec naszego pobytu i też zakochuje się nie tylko w rozwiązaniach technologicznych w neuro-clinic.life, serdeczności jaka bije od rosyjskich lekarzy, w lokalnym “Bazarze” i parku Pobiedy.
Każde z tych “naszych” polskich dzieci dostało nareszcie diagnozę neurologiczną od prof. Gorelika i dr. Siegieja. Każde dziecko finalnie ma zupełnie inną diagnozę, znalezione inne przyczyny problemów ze zdrowiem. Każde z tych “naszych polskich” dzieci po diagnozie zaczęło indywidualny kurs terapii z innymi ustawieniami sprzętu, rodzajami rehabilitacji. Każdy z rodziców wyjechał z Stawropola z planem powrotu za 2 miesiące na kolejny turnus.
“To są te sławne na całe Polskę bliźnięta” – wita Ankę i Mikołaja Kazimierz, jeden z rodziców. Na mojej twarzy rysuje się zdziwienie i pojawia myśl: To te moje małe umorusane po czubek nosa truskawkami, i z koszulkami poplamionymi kwasem chlebowym dzieci są sławne? . Nigdy dotąd o nich tak nie myślałam 🙂
Więc tak, moi mali celebryci już drugi raz odwiedzi Stawropol, na Kaukazie w Rosji. Od ostatniego wpisu, mimo że minęło niewiele czasu wydarzyło się bardzo wiele.
Za nami już dwa turnusy terapii, jeden 3 tygodniowy , jeden miesięczny, odbyte z dwu miesięcznym odstępem.
„Zabawki” do neurorekonstrukcji mózgu
Czytając przed pierwszym wyjazdem do Stawropola o wynalazkach technologicznych, jakie Rosjanie wykorzystują do neurorehabiitacji mózgu, w mojej głowie zbudował się obraz ogromnego sklepu z „zabawkami” technologicznymi, do którego wpuszczą spragnione skutecznych “zabawek” osoby (mnie!) .
I okazało się, że to faktycznie ogromny sklep z niesamowitymi “zabawkami” technologicznymi, tylko że w tym “sklepie” obowiązują ścisłe reguły. O tym jakie zabawki i kiedy zostaną podane decyduje tylko nazwijmy go w naszym przypadku “Pan Sprzedawca” ( w naszym przypadku prof. Gorelik Aleksander Leonidowicz (Горелик Александр Леонидович).
“Pan Sprzedawca” podaje zabawki tylko wtedy, kiedy uzna, że mózg dziecka jest gotowy na taką stymulację. Bezpieczeństwo, zdrowie dziecka i przemyślana strategia jest najważniejsza w tym miejscu. I tutaj nie ma kompromisów. Jeśli “Pan Sprzedawca” uzna, że nie wolno, to nie wolno i już!. I możesz mieć nawet za koncie milion monet w krypto-walucie- lub całą serię historyjek z gum „Turbo” na „wymianę”, ale i tak nie dostaniesz zakazanej na ten moment terapii „zabawki”. Nie i już!
Pierwszy turnus (marzec 2019)
Pierwszy nasz turnus był na pierwszy rzut bardzo spokojny. Rosjanie ze względu na stan mózgów dzieci (zwłaszcza nadal kiepski stan mózgu Ani) zdecydowali się bardzo ostrożnie wystartować z terapią.
Z całej puli wynalazków technologicznych w ruch poszła mikropolaryzacja transkronialna i mikropolaryzacja solarna (słoneczna). Opowiadam o niej w tym filmie:
Najlepsi rosyjscy specjaliści ostrzegają, iż każdy może kupić sobie lub zrobić urządzenie do mikropolaryzacji nawet z latarki, ale wykorzystanie tego narzędzia wymaga głębokiej wiedzy neurofizjologicznej. A nieumiejętne jej użycie może prowadzić do nieprzywidywanych konsekwencji. Zatem nie polecam używania tej technologii w nieautoryzowanych przez ośrodki naukowe w St. Petresburgu i Moskwie miejscach. Autoryzacja musi być poparta zdanym egzaminem i orginalnym certyfikatem, poprzedzona dokładną diagnozą neurologiczną.
Dwie mikropolaryzacje zostały włączone w tym samym czasie u dzieci. Każde z dzieci miał inne ustawienia zarówno elektrod na głowie, ich ilości jak i natężenia prądów.
Uzbroiłam się w stoicki spokój w oczekiwaniu efektów wiedzą od Rosjan, że na efekty mikropolaryzacji transkronialnej często trzeba poczekać nawet 2-3 kursy (kurs trwa od 10-14 dni), a jej efekty są widoczne nie zawsze bezpośrednio po kursie, ale nawet do 4 miesięcy po wykonaniu kursy. Bo mniej więcej tyle mózg przebudowuje się po stymulacji.
Ogromnym zaskoczeniem dla mnie były błyskawiczne efekty mikropolaryzacji solarnej. Ania i Mikuś od ponad 4 lat (od 2,5 roku życia) byli na ścisłej diecie 3XBez (bez glutenu, bez kazeiny i bez cukru), a na początku swojej drogi „autyzmu” jeszcze na bardziej restrykcyjnej ( całkowita eliminacja skrobi, owoców, soi, kukurydzy etc). Cały nasz świat kręcił się wokół możliwości przygotowania dla dzieci odpowiednich posiłków. Moje dzieci bardzo źle reagowały nawet na śladowe ilości glutenu i kazeiny (o jednego maksymalnie duże pobudzenie, u drugiego ogromna ospałość, i ogromne biegunki i problemy z brzuszkami). Kiedy Rosjanie oświadczyli, że według nich dzieci są na zbyt restrykcyjnej diecie, aby prawidłowo się rozwijały (mimo wdrożonej suplementacji) podjęliśmy intensywną niemal 3 godzinną kontr-dyskusję. Mnie, zagorzałą zwolenniczkę diety 3XBEZ, a dodatkowo upartą rodowitą polską góralkę, trudno było przekonać w tym temacie. Widziałam naocznie, jak wdrożenie diety 3Xbez 4 lata temu pomogło w rozwoju Ani i Mikołaja i jak negatywnie działa na nich najmniejsza dawka glutenu i kazeiny (pisałam o tym tutaj).
Od 4 lat w naszym domu nie było ani grama glutenu i kazeiny nie mówiąc nawet o cukrze. Gotowałam po nocach dla dzieciaków, nowe przedszkole stawało na rzęsach, aby sprostać wymaganiom żywieniowych dzieci (poprzednie ptrzedszkole poddało się bez walki), a potencjalne cateringi żywieniowe widząc naszą dietę rezygnowały z podjęcia współpracy. A tutaj Rosjanie mówią o ponownym włączeniu wszystkich pokarmów do diety?!!
Na moje ogromne wątpliwości co do tego pomysłu, Rosjanie odpowiedzieli, tak po prostu, jakby mówili o czymś oczywistym, że przecież można wyleczyć alergię i nietolerancje pokarmowe dzieci i negatywną reakcję mózgu na takie produkty, bo przecież to kwestia złego działania układu wegetatywnego i jego wpływu jego na mózg.
Wyleczyć reakcje mózgu i układu pokarmowego gluten i kazeinę?! Ot tak?! Phi! W głowie pędzące neurony zrobiły mi spięcie.
„To ja wynajmuje na wakacje przyczepę kempingową, aby móc z dziećmi przemierzać Skandynawię i im gotować na co dzień pokarmy bez alergenów, lub lecę ponad 12 godzin do Tajlandii aby jeść ryż i pattaya przez 3 tygodnie, a Rosjanie ot tak mogą to wyleczyć?!
Moja głowa inżyniera nie mogła sobie tego przetworzyć. Po 3 godzinach żarliwej dyskusji z Rosjanami pękłam i powiedziałam “No dobra. Jeśli umiecie, to wyleczcie. Pokażcie co te Wasze zabawki potrafią. Przelecieliśmy pięć tysięcy kilometrów w założeniu że macie wyższy poziom wiedzy niż my w Polsce, więc spróbujemy”.
Rosjanie zaproponowali nam mikropolaryzacja solarną aby wzmocnić układ autonomiczny/ wegetatywny dzieci. Należało baaardzo wolno, stopniowo włączać pokarmy. Na pierwsze zakupy poszła z nami pani kierownik działu neurologii dr. Mila, która dokładnie wskazała nam nawet jaki jogurt, w jakim procencie tłuszczu, można zacząć podawać małymi dawkami, a jakie omijać z daleka. Po 2-3 sesjach mikropolaryzacji solarnej coś ciekawego zaczęło się dziać, Mikołaj zaczął miał mieć wilczy apetyt, jadł dosłownie obiad za obiadem, Ania apetyt się zrównoważył. Zaczęliśmy podawać bardzo powoli pokarmy takie jak chleb, makaron, jogurt naturalny, prawdziwe mleko „od krowy” kupione ona miejscowym „bazarze” i nadal nie było negatywnych reakcji ( w zachowaniu również, nie tylko czysto fizycznych). Dawniej Miki po zjedzeniu nawet małego kawałeczka chleba glutenowego, które komuś potrafił zwinąć potrafił do drugiej nad ranem być pobudzony, a Aneczka w takim wypadku miała ogromne problemy z ospałością i biegunkami. A teraz nic złego się nie działo!. Nadal trwała terapia mikropolaryzacją solarną. W miarę terapii stopniowo rozszerzyliśmy dietę dzieci. Nie trzeba oczywiście dodawać jakie szczęście to wywołało u dzieci. Oczywiście nie można też pominąć faktu, że dając im kawałek chleba paraliżowała mnie wewnętrzna siła i myśli “nie wierzę, że ja to robię”. Nie da się ukryć, że w Rosji taki eksperyment był o tyle łatwiejszy, że nie mają tam GMO, mleko jest mlekiem a nie chemią, chleb chlebem a nie mieszanką GMO i polepszaczy, a jogurt jogurtem a nie mieszanką “czegoś białego” z cukrem i barwnikami. W Polsce nadal pozostajemy na orkiszowych, żytnich chlebach pieczonych albo w domu albo kupowanych w sprawdzonych miejscach, aby uniknąć jedzenia polepszaczy i innej chemii dodawanej do pieczywa.
To był faktycznie bardzo miły prezent jaki dostaliśmy – nareszcie wolność w żywieniu, która ograniczała nas przez tyle lat :-). Mogliśmy po prostu iść na lody w parku Pobiedy, napić się kwasu chlebowego lub zjeść rodzinny obiad w “zwykłej” restauracji. Dla niektórych to taka zwykła rzecz, a dla nas była zupełnie nieosiągalna od wielu lat…
Nie muszę już wspomnieć, jak ucieszyła się babcia bliźniąt, która przez ostatnie lata już zdążyła zrobić fakultet z bezglutenowych pierożków i rodzajów mąk bezglutenowych, ale nadal w głębi serca ubolewała nad niemożliwością dodania do zupy prawdziwej śmietany :).
I chyba faktycznie wydaje się organizmy dzieci potrzebował terapii mikropolaryzacją solarną, bo po niej dzieci wróciły z Rosji niemal o głowę wyższe. Mikołaj wpadł do siatki centylowej na 10 centyl wzrosu i 3 centyl wagi. ( już dawno go w tej siatce tam nie było), a Aneczka dobiła dokładnie 50 na 50 w siatce centyli. W sam raz J. A jako że przez ponad 4 lata gotowałam dzieciom po pracy, po nocach bezglutenowe i bez kazeinowe potrawy ściśle trzymając się diety, czytałam każdą etykietę, moja półki uginają się pod ciężarem książek dotyczących żywienia i znam chyba każdą teorię spiskową na temat pochodzenia jedzenia – oświadczam uroczyście, że zablokuję każdego kto nazwie mnie “leniwą matką” , której nie chce się prowadzić diety 🙂 A i owszem – po kursie mikropolaryzacja solarnej gdy teraz moje bliźniaki już jedzą już wszystko co naturalne i zdrowe i cieszę się że mogę dziadkom pozwolić zabrać wnuki na lody na Jaworzynie Krynickiej w wakacje i nie martwić się że zjadły ich 2 porcje w kubeczka z glutenem, ale to by się nie stało gdyby nie terapia w Rosji.
I z całego serca polecam przy okazji mikropolaryzację solarną – ta rosyjska “zabawka” daje czadu, sama testują ją również na sobie. Nadal ze zdumieniem patrzę na ten fakt, jak na kolejny odcinek science fiction ale dopóki działa i jest na jawie, to chwilo trwaj 🙂
Masaż limfatyczny – Czyli Stanislav naprawdę zna się na robocie 😉
Poza mikropolaryzacjami transkronialną i słoneczną dzieci odbyły regularną serię 10 masaży leczniczych / limfatycznych na każdym z turnusów. Masaże medyczne / limfatycznie są nieodłącznym elementem terapii. Masażysta masuje całe ciało tym samym pobudzając krążenie krwi i limfy w całym organizmie.
Gdy masażysta Stanislav zaczynał taki masaż u Ani, miała ona lekko wykrzywioną nóżkę do środka na wysokości kolana, mocne płaskostopie i bardzo dużą niechęć do chodzenia na spacery. Po serii masaży Ani polubiła spacery, a nóżka przestała być przekrzywiona do środka, mięśnie się wzmocniły. Niestety na wyprowadzenie małej z płaskostopia było już za późno, bo według Rosjan jest to możliwe do 2 roku życia, potem można tylko pracować na mięśniami stóp, nosić wkładki, ale problemu nie można już całkowicie wyeliminować.
Mikołaj na początku serii masaży, miał mięśnie kręgosłupa w kiepskim stanie. Całe jego ciało było wiotkie, a mięśnie słabe. Mikołaj jest bardzo sprawy fizycznie, ale mimo wszystko stan jego mięśni nie był dobry. Po masażach ( i interwencji osteopaty) kręgosłup jest już w dobrym stanie i znacznie wzmocniły się mięśnie brzucha, rąk i nóg. Jako, że serię masaży odbyłam również osobiście wiem, że po każdym masażu czułam się jako po bardzo intensywnym treningu – bolały mnie nawet stopy i dłonie. Stanislav na mój zdezelowany kręgosłup człowieka IT włączał też elektrody które mimo że jednak nie były przyjemne, bardzo dobrze rozluźniały mięśnie i przygotowały je pod masaż. Zdecydowanie masaż Stanislava nie był głaskaniem. Dzieci bardzo polubiły masaże, widać było wyraźnie że sprawiają im on sporą dużą ulgę (zwłaszcza plecy i nogi dawały najwięcej oznak zadowolenia u dzieci).
Stanislav poza tym, że robi naprawdę świetne masaże, jest też niemal cały czas uśmiechniętym człowiekiem. Na wieści iż przyjedzie do Stawropola więcej Polaków nie mówiących po rosyjsku nauczył się już nawet kilku słów po polsku jak np. brzuch, obróć się 😉 . To z nim podczas pierwszego wyjazdu najwięcej godzin przegadałam po pseudo-rosyjsku, siląc się aby odpowiedzieć na jego pytanie o Polsce, naszym systemie medycznym czy wykorzystaniu masaży u dzieci z autyzmem w Polsce (to ostatnie było akurat całkiem proste: не ма /nie ma 🙂
Specjalista od terapii manualnych i osteopata – Czyli oko w oko z “Panem Rzeźnikiem”
To dla mnie jedna z najbarwniejszych postaci w Stawropolu, z którą raz odbytego spotkania, nie da się zapomnieć już nigdy.
Jak już pisałam w poprzednim artykule: moje dzieci miały diagnozę traumy szyi (powstałą zapewne po wyciągnięciu z podczas cięcia cesarskiego). Już poznańscy osteopaci od 4 miesiąca życia starali się naprawiać ten problem. Niestety on wracał i wracał. Za każdym razem jednak, gdy poznański osteopata działał z dziećmi, bliźnięta zaliczały kolejny krok w rozwoju ruchowym (zaczynały się obracać, czołgać, raczkować, siadać etc). “Jechaliśmy” na takim “wspomaganiu” osteopatycznym od 4 miesiąca życia. Ja nazywałam pana Łukasza, osteopatę po prostu: szarlatanem – bo taka zabawna definicja zawód kiedyś znalazłam w internecie, zapadła mi w pamięć.
W Stawropolu dr. Mila zaprowadziła nas do znanego w Stawropolu i okolicach Pana, dla którego naprawianie takich problemów jakie miały dzieci z traumą szyi było codziennością.
A jako że ten Pan jest niewidomy, dzięki temu ma niesamowite wrażliwe czucie w rękach i wyczuwał najmniejsze problemy z kręgosłupem dłońmi.
Nazwałam go osteopatą, bo część jego pracy była mocno osteopatyczna, jednak część to było też nastawianie kręgosłupa, czasami też masaż bańkami (dorosłych) i inne interwencje które były w danym momencie konieczne.
Nie pamiętam prawdziwego imienia tego Pana, ale jako, że całą nasza czwórka oddała się w jego ręce i takiego trzasku kości jeszcze nigdy nie słyszałam oraz nie ukrywam że pierwsza wizyta u niego mnie nieco z tego powodu przeraziła, nazwałam go “Panem Rzeźnikiem”.
A bez paniki: “Pan Rzeźnik “ jest bardzo sympatycznym i pogodnym człowiekiem. Ma ogromne doświadczenie w swoim fachu. Wiele ciekawych rzeczy przeżył w życiu i opowieściami o nich chętnie się dzieli zagadując swoich pacjentów (aby przy tym odwrócić ich uwagę od tego co między czasie słyszą z wnętrza swojego kręgosłupa ;)).
Ma bardzo pozytywne nastawienie do Polaków. Mówił, że uczył się od Polaków swojego fachu. Jednak „Pan Rzeźnik” podczas kilku minut potrafił naprawić problem z którym inni pracowali latami. Taka interwencja była bezbolesna dla dzieci, ale nie ukrywam, że każdy z nas był nieco przerażony sytuacją.
W moim przypadku ten pan w 10 minut potrafił rozwiązać ból kręgosłupa, który trwał u mnie latami, po trudnym wypadku samochodowym. Co ciekawe od razu zgadł, że miałam jakiś wypadek samochodowy i że zapewne codziennie boli mnie głowa.
Dla moich dzieci wystarczyła jedna wizyta u „Pana Rzeźnika”, ja musiałam stawić się na “dogrywkę”. Mały Mikołaj nie chciał opuścić mieszkania Pana Rzeźnika w którym byliśmy podczas pierwszej wizyty, ponieważ „Pan Rzeźnik” miał na ścianie dwa autentycznie, działające zegary z kukułką! A Mały Miki widział takie zegary tylko na youtube i już nawet cyfrowa ich wersja wprawiała w zachwyt małego melomana muzyki, dzwonów i zegarów. Należało więc małego delikwenta wynieść z mieszkania, bo bankowo zamieszkałby z „Panem Rzeźnikiem” na prawdziwe i długie „zawsze” 🙂
Z „Panem Rzeźnikiem” spotkaliśmy się jeszcze podczas kolejnego przyjazdu, tym razem było to bardziej kontrolnie z mojej strony, ale i tak dźwięk strzelających kości roznosił się po Stawropolskiej klinice neuro-clinic.life.
Masaż logopedyczny – “Duża” Ania którą kochają wszystkie dzieci i rodzice 🙂
Już podczas pierwszego wyjazdu zaproponowano, aby mała Ania poszła na wizytę u Pani logopedy, aby sprawdzić stan jej mięśni twarzy i języka. Rosjanie chcieli, aby jej mięśnie twarzy i języka były gotowe do podjęcia mowy, gdy jej mózg będzie już gotowy.
Jakoś sobie nie wyobrażałam tego, że mała Ania da sobie zrobić jakikolwiek masaż w buzi. Bo skoro nawet mycie zębów szczoteczką kończy się awanturą jako, że mała dama ma ogromną nadwrażliwość w buzi, to jak można by było zrobić jej masaż?! Ale jako, że wiele razy w ciągu pierwszych dni w w Rosj przecierałam już oczy ze zdziwienia, zapisałam małą Anię na masaż logopedyczny do Pani Ani. Okazało się, że pani Ania, rosyjska logopeda, już nie z takimi przypadkami jak mała Ania miała do czynienia. Już na pierwszej wizycie poszedł w ruch lizak jako zachęta wyciągania języka i „żelazne masażery” sprzęty do masażu języka. Z zajęć na zajęcia mała Ania coraz ładniej współpracowała z dużą Anią i mięśnie się małej Ani wzmacniały się. Na drugim turnusie i mały Miki załapał się na masaże logopedyczne i tak jak mała Ania na wdrożone ćwiczenia logopedyczne z użyciem komputera. Po zajęciach z Panią Anią na komputerze Miki nauczył się komentować nieoczekiwane wydarzenia odgłosami np: “ojjojoj! “Ajjajaj” „uff” „ups” etc i wdrożył wiele rosyjskich słów które tam się pojawiało przy okazji animacji na ekranie. Mały załapał naprawdę dobry rosyjski akcent 🙂
PONS / TLS / Translingualna neurostymulacja
Dopiero na drugim turnusie “Pan Sprzedawca” czyli profesor Gorelik zezwolił na użycie u dzieci większej ilości “zabawek” neuro-rehabilitacyjnych. Wdrożono zabiegi za pomocą translingualnej neurostymulacji mózgu. Słynny wynalazek dyrektora Laboratorium Komunikacji Dotykowej i Rehabilitacji Neurologicznej Uniwersytetu Wisconsin w USA dr. Jurij Pietrowicza Daniłowa, który ma bardzo dobre efekty nawet w obszernych uszkodzeniach mózgu, testowany w Rosji, USA i Kanadzie. Urządzenie stawiało na nogi ludzi po wylewach, udarach i np. dzieci z porażeniem mózgowym. Niestety urządzenie i licencja na jego użycie są bardzo drogie, zatem nawet w Rosji na ten moment tylko prywatne ośrodki mogą sobie pozwolić na zakup takiego sprzętu. Nie każde też dziecko jest gotowe na jego użycie, jako że należy trzymać urządzenie na języku przez 20 minut. Zatem jest to wyzwanie, któremu nie każde dziecko może sprostać. Byłam niesamowicie zdziwiona faktem, że mała Ania dała się do tego urządzenia przekonać od razu (przy pomocy przekupstwa lizakiem na początku). Na chwilkę lizak, dłuższą chwile translingualna stymulacja na języku, a potem był coraz rzadziej lizak i coraz dłużej translingualna, a potem… już nikt pamiętał, że kiedyś był lizak :). Dobre, działające wzorce z zajęć logopedii należy przecież kopiować!. Mały Mikołaj po jakimś czasie również przywykł do użycia translingualnej stymulacji, ale droga tego małego uparciucha do tego momentu, nie było zdecydowanie usłana pachnącymi płatkami róż bez kolców;).
BAK/BAC – Bioaktustyczna korekcja mózgu
Na drugim turnusie po zakończeniu sesji mikropolaryzacji transligualnej dostaliśmy również dostęp do jeszcze jednej “zabawki” a mianowicie BAK – Bioaktustycznej korekcji mózgu.
Urządzenie BAK/BAC do bioaktustycznej korekcji mózgu jest wyjątkowo przyjemne w użyciu i nie spotkałam jeszcze żadnego polskiego dziecka i rodzica, które nie polubiło by sesji z BAK/BAC. Jest ona bardzo przyjemna, ponieważ techniczne polega na słuchaniu przez 20 minut dziennie muzyki ( dźwięku swojego mózgu) w słuchawkach. To „po prostu” dźwięki fal mózgowych mózgu słuchacza, które urządzenie przekonwertowało na muzykę, słuchając tej muzyki mózg uczy się od samego siebie jak wrócić do równowagi, homeostazy ( zdrowia całego organizmu). Przeważnie mali i duzi pacjenci zasypiają zrelaksowani podczas sesji BAK/BAC. Im bardziej się jest zrelaksowanym podczas sesji, tym lepsze z niej benefity.
Urządzenie ma bardzo szerokie zastosowanie, dowiesz się o nim więcej w moim filmie i wpisie:
Jest już znane od ponad 25 lat w Rosji i nadal poznaje się coraz szersze jego oddziaływanie i korzyści oraz pracuje nad nowymi programami. Ja osobiście przeszłam dotychczas dwie terapie (po 14 sesji) BAK bioakustycznej korekcji mózgu i naocznie stwierdziłem jego pozytywne efekty na mózg (dobra koncentracja, szybciej się uczę, jestem spokojniejsza nawet w stresujących sytuacjacjach – ale o mojej, osobistej terapii w Rosji kiedyś napiszę osobny artykuł lub książkę 🙂 .
Zasada S.M.A.R.T czyli witajcie w świecie konkretów 😉
Jako że zawodowo zajmuje się zarządzaniem projektami, to i moje prywatne życie złożone jest z takiego samego podejścia, projekt “Rosja” też takowy jest 😉 . Projekt musi mieć jasny CEL a cel musi być S.M.A.R.T. Co oznacza S.M.A.R.T. ?
Moje cele to:
No dobrze, mierzyć, mierzyć! Ale jak zmierzyć czy mózg się odbudowuje?
Kontrolne badania EEG:
Na początku każdego turnusu jak i na końcu robione jest badania EEG. W nim sprawdza się jakie fale mózgowe, w jakiej ilości % występują u dziecka zarówno podczas stanu “czuwania”, fotostymulacji, snu.
Wyniki obecnego i poprzedniego EEG są zestawiane ze sobą, aby zobaczyć jak mózg reaguje na terapię.
I to właśnie wyniki fal mózgowych EEG są jednym ze stałych mierników, które wskazują jak daleko / blisko jestem od tzw. normy.
MRI – rezonans magnetyczny
Kolejnym miernikiem jest też MRI – gdzie dobrzy rosyjscy radiolodzy mogą zmiany w dotychczasowych strukturach w mózgu, tam gdzie były widoczne problemy, ubytki i sprawdzić czy zostały przywrócone.
Uwaga: Dla pełnej transparencji czytelników: Problemy w mózgach moich ( i innych polskich dzieci które przybyły do Rosji) były widoczne tylko dla rosyjskich i ukraińskich neurologów, radiologów i profesora, dyrektora neurologii funkcjonalnej prof. Gorelik Aleksander Leonidowicz (Горелик Александр Леонидович). W przypadku moich dzieci polscy radiolodzy nigdy nie potwierdzili że widzą coś niepokojącego w MRI dzieci, nawet jeśli oceniali te same badania, które oceniali rosyjscy profesorowie i ukraiński lekarz z Uniwersytetu medycznego w Kijowie. Lekarz polscy wystawiali opisy z informacją o braku patologii w mózgu. Profesorowie i lekarze rosyjscy i zanegowali polskie diagnozy.
Niestety badania MRI za często nie powinno się robić (narkoza jest obciążająca dla dziecka) więc tą metrykę sprawdzę za kilka miesięcy.
Zachowanie i funkcjonowanie dziecka
Na i oczywisty miernik, nie wymagający żadnego specjalistycznego sprzętu czyli widoczne zmiany w zachowaniu dziecka.
Rodzic i terapeuci obserwują zachowanie dziecka i jego postępy podczas jak i między terapiami. Rodzice proszeni są o prowadzenie codziennego dziennika i notowanie zmian u dziecka, nawet tych dyskretnych, które rodzić zauważy zarówno podczas turnusu, jak i gdy poleci do swojego swojego kraju. W naszym przypadku również ogromną pracę w ocenę zmian u dzieci włożyli terapeuci dzieci z ich przedszkola Miś w Poznaniu. Ocenili funkcjonowanie dzieci pomiędzy terapiami. Była to ocena przez pierwszym wyjazdem do Rosji, na koniec semestru, i ocena na koniec roku szkolnego). Te oceny przetłumaczone na język rosyjski były bardzo przydatne i pokazywane dalej jako wzór dobrej oceny terapeutycznej.
Po pierwszym kursie u Ani pojawiły się niewystępujące w pierwszym badaniu EEG fale alfa, doszło też więcej pozostałych fal. U Mikołaja pojawiło się również doszło więcej fal i u niego mózg szybciej zebrał się do odbudowy, niż u Aneczki. EEG pokazało większą poprawę stanu mózgu u Mikołajka niż Ani. Jako że EEG jako robi się na rozpoczęcie i zakończenie każdego turnusu wyniki nawet sam rodzić może porównać. EEG mimo że wykonane lokalnie w Stawropolu oceniają również specjaliści w St. Petersburga z zespołu prof. Gorelika zatem mimo, że jesteśmy lokalnie w Stawropolu na bieżąca dane diagnostyczne o pacjencie wymieniane są z (ST. Petersburga nazwa klinika). Myślę, że to jest wartościowe rozwiązanie dla takich jak my pacjentów neuro-clinic, ponieważ będąc w jednej Klinice korzysta z wiedzy kilku innych ośrodków naukowych.
Podczas pierwszego turnusu Ania schodziła z leków antypadaczkowych.
Reakcja jej organizmu wyglądała jak typowa reakcja odstawienia narkotyków dla uzależnionego człowieka. Płakała, śmiała się, krzyczała, znowu płakała. Z dnia na dzień, gdy organizm się oczyszczał się było coraz lepiej, ale to był trudny czas i dla niej i dla nas. Gdy jednak zeszliśmy do zera i organizm się wyczyścił wrócił do nas pogodny mały człowiek.
Jeszcze w Rosji podczas pierwszego turnusu u Ani wydłużył potrzebnego jej snu, zamiast o 22 kładła się spać o 19-20 i spała do późna rano. Mała Ania też stała się bardziej asertywna, jak czegoś nie chciała to nie chciała. I już! Przestała być taką “słodką śliczną lalką z niebieskimi oczami”, ale faktycznie dziewczynką ze swoim zdaniem. Dużym zaskoczeniem było jednak, że gdy czegoś bardzo chciała i mogła tego otrzymać, można było jej wytłumaczyć ten fakt i zamiast buntu i płaczu pojawiało się zrozumienie i kompromis. Zwłaszcza kwestia pójścia lub zejścia z jej ulubionej huśtawki była tutaj newralgiczna. Można już było umówić się z Ania, huśtamy się jeszcze chwilkę i idziemy do domu, a jutro przyjdziemy. Fakt jej nie odpowiadał, ale akceptowała go. Jednak próba nie dotrzymania obietnicy “gdy już było jutro” kończyła się ostrą awanturą. Mała doskonale pamiętała co jej obiecano i na jaki kompromis się zgodziła. Żegnajcie słodkie kłamstwa ;).
Ania zaczęła domagać się uwagi od innych na każdym kroku. Rodzic ma patrzeć jak je posiłek, rodzic ma patrzeć jak Ania bawi się na placu zabaw, rodzic ma bić brawo gdy coś się jej uda, rodzic ma siedzieć obok gdy siedzimy na kanapie. Stała się przy tym znacznie spokojniejsza (wcześniej łatwo było ją wyprowadzić z równowagi). Gdy uwaga rodzica koncentruje się na Mikusiu, Ania od razu upomina się o to, aby zwrócić ją na nią, W tej sposób rodzic jest osaczony przed dwójkę dzieci spychających się nawzajem z jego kolan, albo właśnie wskrobujący się na jego plecy. Dzieci też bardzo mocno zwracają uwagę też na siebie wzajemnie, zaczepiają, śmieją, robią dowcipy.
Niesamowicie poszło do przodu zrozumienie komunikatów złożonych u dwójki dzieci.
Mikołaj stał się najweselszym dzieckiem na świecie. Śmieje się co moment (zdecydowanie nie jest śmiech candidy 😉 , robi dowcipy lub nuci piosenki na cały głos.
Jest zainteresowany wszystkim co dzieje się w wokół, w sklepie, na ulicy. Dosłownie wszystko musi sprawdzić i wszystko go interesuje. Zagląda w każdą dziurę. Zaczął się bawić zgodnie z przeznaczeniem zabawek i wyraźnie sprawia mu to radość. Mały Miś rozkręca się coraz bardziej z mówieniem. Stał się też znacznie spokojniejszy. Nareszcie można go zabrać do sklepu samoobsługowego z umową “Mama kupi Ci jedną rzecz, jaką sobie wybierzesz, ale masz być grzeczny w sklepie i poczekać aż mama zapłaci za zakupy”. Wtedy mały smyk mocno się głowi co wybrać sobie i na końcu decyduje finalnie. Podaje Pani produkt do skasowania. Czeka na zapłacenie. Bez awantury i krzyków. Każdy z nas wychodzi zadowolony 🙂
Gdy wrócił do przedszkola polskiego po 1 turnusie terapii, zaskoczył wszystkich terapeutów tym ze rozwiązał zadania, których do tego czasu nie był w stanie „przeskoczyć| mimo prób od kilku miesięcy. Dodatkowo czas koncentracji na terapii z kilku minut wydłużył mu sie do pół godziny. Codziennie zaskakuje czymś nowym przedszkolne ciocie i rodziców. Np. zaczął odwiedzać sąsiadów, wręcz wypraszając im się do mieszkania. W tym miejscu pozdrawiam wszystkie sąsiadów których już Mikołaj zdążył odwiedzić bez zaproszenia 😉 . Mikołaj przy tym niesamowitą pamięć wzrokową i orientację w terenie, że dokładnie wie gdzie i jak chce dotrzeć. Jest to o tyle ciekawe, bo wcześniej bał się stracić dorosłych z oczu, a teraz ma swój pomysł i nie waha się aby zacząć go wdrażać. Mały Mikuś jest też bardzo opiekuńczy w stosunku do małej Ani, zawsze sprawdza czy idzie z nami Ani, bierze ją za rękę, ściąga paprochy z buzi i włosów etc. Mała Ania jest dla niego bardzo ważną osobą w życiu i jest to obecnie bardzo widoczne.
Dla Małej Ani Mikuś stał się wzorem do naśladowania. Jeśli Mikuś lubi dwoneczki i ma swoją kolekcję, to Ania też chce się nimi bawić i dzwonić nimi ( kolejne pozdrowienia dla sąsiadów z Poznania PS: te dzwoniące na parterze to nie nasze 😀 ). Jeśli Mikuś wertuje książki podróżnicze z kolekcji mamy, to mała Ani też. Naśladownictwo u Ani kwitnie w każdym aspekcie.
W miesiąc po drugim turnusie Mikuś wpadł w fazę „chce do mamy”. Płacze, gdy mama wychodzi, chce być z mamą, dawać buziaki, rankiem obudzić mamę przytulaskiem i buziakiem. Gdy mamy nie ma głośno protestuje „Chce do mamy”, lub pyta ciocie gdy już pora iść do domu „Mama?”. Pani psycholog i ciocie terapeutki cieszą się że z tego stanu, mówiąc że dobry znak dojrzewania emocjonalnego, nieco gorzej z radością u tych osób, które muszą tłumaczyć zapłakanemu Mikołajowi że mama musiała pójść do pracy, na zakupy etc.
W miesiąc po pierwszym turnusie Ani włączyła się duża nadwrażliwość dziękowa w jednym uchu.
Według Rosjan, to był tymczasowo etap, gdy prawa półkula się przebudowuje i naprawia, a ciśnienie w głowie jest inne. W miesiąc po drugim kursie nadwrażliwość się niemal całkowicie wycofa, a mniej więcej również miesiąc po drugim turnusie mała Aneczka zaczęła wokalizować „MAMAMAMA’, „LALALA” , „TATATA”. Gdy potrzebuje czegoś od mamy lub coś złego się dzieje woła „MAMAMAMA” a gdy chce czegoś od taty wtedy woła i przychodzi do taty „TATATATATA”. Wydaje z siebie coraz więcej dźwięków, wokalizacji, więc z ciekawością obserwuję rozwój sytuacji.
W pierwszy mięsięcy koncentacja u Ania szła do góry, wraz z nadraważliwością dźwiękową i koniecznością snu w ciągu dnia. Potem zmęczenie się usuwało, ale koncentacja zostawała nadal dobra „Mama od projektów” śledziła wtedy parametry na wykresie czasowym. W przypadku bliźniąt największe nasilenie zmian następuje miesiąc po zakończeniu terapii, gdy już jesteśmy w Polsce. W Stawropolu zazwyczaj widoczne są tylko bardzo subtelne zmiany.
Mózg i dzieci dynamicznie się zmieniają, zatem konieczna jest obserwacja dzieci i stały kontakt z Rosjanami. Trzeba też ZAUFAĆ, że czasami musi być na moment gorzej aby było lepiej. Czasami ten moment trwa nawet 2 miesiące ( przykład nadwrażliwości dźwiękowej Ani) ale za cenę usłyszenia MAMAMA i TATATA mogłam kupić na ten czas słuchawki wyciszające dla małej na platformie dawnego mojego pracodawcy Allegro ;). Za moment odsprzedam je zapewne na OLX :). Z pozdrowieniami dla byłych i obecnych koleżanek i kolegów z Allegro i OLX 🙂
A jako, że wiemy, że już w połowie sierpnia zwany już wyżej „Pan Sprzedawca” w sklepie z „zabawkami” czyli prof. Gorelik planuje użyć w przypadku Ani jeszcze dodatkowo wynalazku szwajcarskiego profesora – galwanizacji, aby mocniej jeszcze zadziałać na obszar mowy czekamy na wyjazd sierpniowy jak zwykle z dużą ciekawością.
W połowie sierpnia 2019 roku wracamy do Stawropola po raz trzeci.
Wtedy to stado nasze polskich rodzin będzie jeszcze liczniejsze. Już teraz 6 polskich rodzin zapowiedziało swój przyjazd w tym czasie na Kaukazie do Kliniki neuro-clinic.life, a kilka kolejnych które przylecą po naszym wyjeździe. Tym z Was, których spotkam osobiście na Kaukazie w sierpniu mówię już teraz „Do zobaczenia”, a reszcie zainteresowanych wyjazdem do Stawropola tradycyjnie zapraszam na naszą grupę Rosja – wiedzieć więcej na FB, gdzie dowiecie się więcej o organizacji wyjazdu.
A jako że wyjazd do Rosji to nie są to zdecydowanie wczasy typu „All Inclusive” to gromadzimy tam jako grupa organizacyjne porady dotyczące wyjazdu.
UWAGA: Moja grupa ma w założeniu, iż wzajemnie sobie pomagamy i odpisujemy na pytania innych rodziców dotyczące terapii, organizacji wyjazdu etc. Ja pomagam Wam, a Wy pomagacie innym, aby pomóc większej ilości maluchów. Takie są zasady grupy.
Lubisz czytać mój blog? Zapisz się do mojego newslettera i bądź na bądź na bieżąco z wpisami na blogu i vlogu:
Jeśli chcesz być na bieżąco nie zapomnij zasubskrybować
A jeśli uważasz, że nagrania na vlogu są wartościowe – nie zapomnij zasubskrybować mój kanał na YouTube abym wiedziała, że warto tworzyć ich więcej. Zostaw mi komentarz o czym chciałabyś/chciałbyś usłyszeć!