Sierpień, 2020 roku. Korfu. Grecja.
Błękitno-turkusowa tafla wody rytmicznie i łagodnie unosi się, a po ułamku chwili opada, dążąc w kierunku słonecznego brzegu. Dociera do niego lekko, łaskocze go przez moment i ucieka jakby onieśmielona z powrotem do morza. Do tego samego morza, do którego wnikają promienie słońca rozświetlając jasne dno. Woda w Morzu Jońskim jest ciepła i jednocześnie jest miłym ukojeniem od niemal 40 stopniowej fali powietrza na greckiej wyspie Korfu.
Do tak misternej zabawy morza i plaży dołączają też ludzie. Z wody dobiegają okrzyki radości małych dzieci, pływających w morskiej wodzie, nurkujących pod powierzchnie krystalicznie czystej tafli na moment, aby zaraz potem wyburzyć się i zamienić podwodny świat na ten nad wodą. Szczęście. To słowo najprecyzyjniej opisuje ten moment.
W pewnym momencie mały chłopiec dostrzega w oddali łódkę zacumowaną. Jego oczy w jedynym momencie powiększają się i zmieniają. Decyzja już została podjęta. Musi zobaczyć to cudo!
„Łódka!” – Wykrzykuje mały Mikołaj swoim przepełnionym entuzjazmem dziecięcym głosem oznajmiając całemu światu swój cel.
Zawsze uśmiecham się z nutą sentymentu, patrząc z jaką determinacją moje dzieci – bliźnięta dążą do wyznaczonego sobie celu. Czy będzie to dystans w nurkowaniu, dotarcie wodą do łódki na drugim końcu plaży, jazda na rowerze, czy też namówienie mamy na pomysł zjedzenie lodów na śniadanie. Ta sama siła determinacji zawsze działa i uruchamia często ogromne siły fizyczne.
Wiem, że cecha dążenia do celu w jego przypadku jest dziedziczna i prawdę mówi powiedzenie, że „nie daleko pada jabłko od jabłoni”.
Wyprawa do łodzi, przez morską taflę dla takiego małego człowieka jak Mikołaj trwa niemal wieczność. Idzie dzielnie przez wodę, małymi rękami rozgarnia taflę przed sobą. Ciemno brązowe oczy wypełnione są blaskiem zachwytu, a wzrok chłopca nierozerwalnie skierowany jest na jego cel. Idę powoli za nim, asystując aby był bezpieczny na morzu. W końcu udaje się dotrzeć do celu i zaczyna się oglądanie „zdobyczy”. Pozostaje mi, mamie chłopca, posiedzieć sobie w wodzie obok łódki i zafascynowanego nią chłopca… i poczekać :-). W końcu nigdzie się nie spieszę, jestem na krótkich, wakacjach, a przez ostatnie 2,5 miesiąca po powrocie z Kaukazu w Rosji – uczę się oswajać CZAS jako swojego przyjaciela.
Tak, to ten sam CZAS z którym przez ostatnie 5 lat problemów zdrowotnych dzieci ścigałam się niczym maratończyk. Ten sam CZAS.
Co takiego wydarzyło się w przeciągu ostatniego pół roku mojego życia, że upływający CZAS przestał być traktowany jako wróg numer jeden dla mnie i zdrowia moich dzieci?
Marzec 2020 – wyjazd do Rosji
Wróćmy jednak na moment z ciepłej greckiej wyspy Korfu do marca 2020 roku do Polski.
Początek marca 2020 roku. Wszystko wyglądało już na standardowa procedurę dla naszej rodziny. Rutynowy wyjazd na turnus neurorehabilitacji do Rosji. Tak można było to już nazwać – dla nas – rodziny mieszkającej przez ostani rok na zmianę w Polsce i Rosji. Rodziny żyjącej pomiędzy kulturami wschodu i zachodu. Wychowującej dzieci w przedszkolach polskim i rosyjskim. Zajadającej się kaukazkim szaszłykiem z baraniną i barszczem, na zmianę z polskim bigosem, czy niemieckim wurstem podczas intensywnych delegacji firmowych do Niemiec i Szwajcarii.
Mogę już śmiało nazwać się minimalistką życiową. Dopinam bez większych problemów walizkę, w której mieszczą rzeczy dla naszej całej rodziny na kolejne 3 tygodnie wyjazdu do Rosji. Cieszę się że tym razem faktycznie jeszcze mocniej ograniczyłam listę rzeczy, które definiuję jako konieczne do wyjazdu. Do tych „koniecznie potrzebnych” Mikołaj dokłada Swojego Krasnoludka, a Ania małego pluszowego Jeżyka i gniotka. Bo przecież każdy z nas ma prawo do swojej definicji listy „koniecznych” rzeczy do spakowania ze sobą w podróż:)
Podlewam z nawiązką kwiaty w mieszkaniu, aby przetrwały ten czas naszej nieobecności w Polsce przez 3 tygodni bez większych uszczerbków. Ruszamy w drogę do Berlina, gdzie zostawimy samochód, a potem wsiądziemy do samolotu do Moskwy, a następnie do Stawropola na Kaukazie. Wszystko wygląda jak zwykle.
Przedszkole rosyjskie w Stawropolu piszę już na WhatsUp, że czeka z niecierpliwością na ponowne przyjęcie Ani i Mikołaja. Lecimy na Kaukaz. Już piąty raz. To rocznica naszego pierwszego wyjazdu (wpis tutaj), gdy jechaliśmy jeszcze w zupełne nieznane. Teraz jest zupełnie inaczej. Za kilkanaście godzin spotkamy inne polskie rodziny leczące swoje dzieci na Kaukazie. Znajome już dla nas twarze w Klinice. Znajome sprzedawczynie na bazarze, czy panią aptekarkę w różowych włosach w aptece, z która tak lubię rozmawiać. Plecaki podręczne wypchane są do granic możliwości „Ptasiem mleczkiem” – ulubionym prezentem dla Rosjan oraz albumem o najpiękniejszych miejscach w Polsce.
Już w trzecim dniach po przylocie do Rosji, przedszkole polskie wysyła informacje o konieczności zamknięcia przedszkola w Poznaniu. COVID19 tak jeszcze wtedy zupełnie egzotyczny w Polsce, przedostał się do polskiego miasta. W tym czasie w Rosji COVID19 widziany jest jako „wieści” z dalekiej Europy lub Chin. Sytuacja w Polsce robi się poważniejsza, a w Rosji nadal panuje spokój. Dzieci chodzą do przedszkola, przypominają sobie język rosyjski, chodzą na intensywną terapię.
Dostajemy informacje o odwołaniu naszego lotu do Berlina. Potem Polska ogłasza, że za dobę zamyka granicę. Mamy wybór – albo natychmiast się przerwać niedawno rozpoczęty turnus, spakować i wylecieć z Kaukazu do Polski, zamiast do Niemiec albo… poczekać na rozwój sytuacji.
Perspektywa siedzenia w Poznaniu z małymi dziećmi niepełnosprawnymi z w mieszkaniu, bez przedszkola, bez terapii, w mieście gdzie COVID19 najwięcej się rozpanoszył jakoś nie zachęca nas do powrotu. Przemieszczenie się przez lotniska, gdzie panuje dziki tłum spanikowanych ludzi i chaos spowodowany COVID19 z dwójka dzieci z problemami też nie wygląda dla nas jak odpowiednia motywacja. Zostajemy. Ostatnia garstka Polaków „z Kaukazu” wylatuje ostatnim połączeniem z Rosji. Zostajemy na Kaukazie jako jedyni Polacy. Dokładnie tak samo jak rok wcześniej. Tym razem Kaukaz jest dla nas już jak drugi dom a nie „obce” miejsce.
COVID19 jednak przywędrowuje i tutaj, na Kaukaz. Z dnia na dzień zamknięte zostało przedszkole, sklepy inne niż spożywcze lub apteki.
Klinika jednak działa, nieco krócej ale neurorehabilitacja trwa jednak pełną parą. Zaliczamy cały turnus łączący 2 rodzaje mikropolaryzacji, BAK bioakustyczną korekcję mózgu, intensywne zajęcia z PONS/TLS Transligualnej stymulacji mózgu – które teraz na celu mają nie tylko rozwój mowy, ale tez wzmocnienie mięśni u dzieci, pracę nad motoryką mała i dużą.
Dodatkowo tym razem codziennie dzieci przechodzą terapię manualną z Panem Rzenią ( vel Rzeźnikiem), masaże medyczne, zajęcia FTK ( ruchowe zajęcia na wzmocnienie mięśni), logopedię. Jako że jest to nasz piąty już turnus – jest bardzo intensywnie. Rosjanie znają mózgi dzieci. Mózgi są już przyzwyczajone do terapii i stymulacji więc możemy korzystać z dobrodziejska wszystkich rosyjskich urządzeń. Mamy poczucie, że najlepiej jak w obecnej sytuacji zamknięcia granic można, wykorzystujemy ten czas.
Turnus kończymy z opóźnieniem tygodnia. Pogoda za oknem szalała, pory roku zmieniały się codzień, amplitudy temperatur zmiały kurtki zimowe na krótkie rękawy co kilka dni. Dzieci złapały stan podgorączkowy i trzeba było poczekać aż sytuacja zdrowotna się unormuje aby kontynuować terapie ( nie można przeprowadzać terapii neuro-rehablitacji gdy pacjent na stan podgorączkowy lub gorączkę!) . Można by było powiedzieć, jak to dobrze, że mamy zapas czasu 😉
Długi romans z PONS/TLS translingualną stymulacją mózgu
Udało się zakończyć nasz piąty turnus. Sytuacja w Polsce i Rosji nie poprawiała się. Rejon Stawropola został zamknięty, lotów do Europy nie było. Po rozmowie z neurologami wiedzieliśmy, że jako że nie można zacząć nowego turnusu bez obowiązkowej minimalnie miesięcznej przerwy między mikropolaryzacją transskronialną oraz BAK bioakustcztyczną korekcją mózgu. Rozważaliśmy z lekarzami opcje jak wykorzystać ten czas.
Jedno urządzenie, które ja nazywam czarnym koniem neurorehablitacji PONS/TLS Translinualna Stymulacja Mózgu, które dostępna jest obecnie ( rok 2020) tylko w Rosji, Kanadzie i USA mogło być stosowane bez przerw. Jest ono na ten moment pisania tego artykułu na blogu ( 2020 rok) najnowocześniejszym wytworem naukowców i najsilniej działającym na stymulację przebudowy i odbudowy mózgu urządzeniem na świecie. Jest też niewątpliwie jednym z kilku moich kluczowych motywatorów do przemierzania tysięcy kilometrów na terapię w Rosji.
Mimo kosztów jakie stoją za terapią PONS/TLS Translinualna Stymulacja Mózgu stoją, wiemy, że zapewne długo już nie nadarzy się taka okazja aby mieć PONS/TLS Translinualna Stymulacja Mózgu pod ręka i jednocześnie być w Rosji na tyle długo aby go dłużej niż tylko na 3 tygodniowym turnusie użyć i podziałać nim dłużej na mózgi dzieci.
„Najwyżej przyjdzie mi sprzedać swoją nerkę na czarnym rynku” – żartuje sobie w myślach, jednocześnie kalkulując koszty kilku tygodni terapii PONS/TLS Translinualna Stymulacja Mózgu dla dwójki dzieci. Już od dawna myślę o pieniądzach jako o pewnym rodzaju energii, która przychodzi gdy jej potrzebujemy na dobre cele we właściwym czasie i momencie mam przeczucie, że i tym razem będzie to dobra inwestycja w zdrowie dzieci.
Pierwszy miesiąc pobytu w Stawropolu w Rosji upływa nam naprawdę dobrze. Dzieci z dnia na dzień zaliczając kolejne postępy. Ja kontynuuje swoją własną terapię neurologiczną naprawiającą skutki moich dwóch wypadków samochodowych (szczegóły tutaj), nawet jeśli już moje główne problemy z zaburzeniami snu, koncentracji, pamięci i niestabilnością systemu nerwowego zostały już wyleczone, to nadal korzystam z okazji że mogę teraz już pracować nad tym aby mój ogranim pracował jeszcze lepiej. Moim faworytem jest tutaj BAK bioakustyczną korekcję mózgu. Po sesjach BAK bioakustyczną korekcję mózgu, mam ogromne przyspieszenie procesów nauki nowych tematów w tym przyswajanie języka rosyjskiego. Już rozumiem czemu wszyscy pracownicy kliniki neurologicznej regularnie chodzą na sesję BAK bioakustyczną korekcję mózgu :-). Kto nie chciałby jeszcze szybciej się uczyć i mieć jeszcze bardziej sprawnego mózgu? 🙂 . Gdyby ktoś z Was zastanawiał się co chcę dostać w prezencie na moje 40-ste urodziny – to podpowiadam – prywatne urządzenie do BAK bioakustyczną korekcję mózgu – Bioakustycznej Korekcji Mózgu, jako najlepsze SPA na mózgu :).
Wierną towarzyszką stabilizacji mojego układu wegetatwnego i nerwowego jest mikropolaryzacja solarna. Bardzo lubie te 2 procedury. Na BAK bioakustyczną korekcję mózgu, po prostu leżę lub śpię, a na mikropolaryzacji solarnej siedzę na wygodnych, elektrycznie sterowanym fotelu w osobnym pokoju dla dorosłych i mam święty spokój przez 40 minut życia :). Przeważnie ten święty spokój inwestuje w kursy online budowie mózgu i neurologii na platformie Udemy na które w pędzie życia mam mniej czasu 🙂
Rosyjska terapia jest koontynuacją polskiej terapii i na odwrót.
Przejechaliśmy do Rosji z listą rzeczy, które warto by było poprawić, aby i nam i terapeutom w Poznaniu było nieco łatwiej przeskoczyć z dziećmi na kolejny poziom nauki. Przed wyjazdem omówiliśmy zarówno postępy dzieci, ale i słabe obszary. Nasze MiŚowe ciocie i wujkowie w pełni partycypują w naszej drodze polsko-rosyjskiej. Dla mnie również cenna jest nie tylko terapia jaką wykonują z dziećmi, ale ich ocena sytuacji związanej ze zmianami u dzieci. Zdaje sobie sprawę, że rodzice nie zawsze potrafimy być obiektywni. Przylatując do Rosji w marcu 2020 roku mieliśmy zatem pewne cele jakie chcieliśmy osiągnąć na turnusie i były one powiązane również nie tylko z mózgami dzieci, ale też z ciałem i mięśniami maluszków.
Przykładowo: U Mikołajka były to słabe mięśnie w paluszkach. Męczył się bardzo próbując trzymać kredkę czy długopis, a już czas było ćwiczyć literki. Szybko się męczył, przekładał kredkę do drugiej ręki i szybko chciał kończyć „tortury” ćwiczenia ślaczków, czy pisania. Inne mięśnie ciała też wymagały pewnej poprawy, mimo że na pierwszy rzut oka mały smyk był bardzo sprawny fizycznie. Ania miała cały czas problem z motoryką małą, niską wrażliwością swojego ciała na ból ( było lepiej niż dawniej, jednak nie idealnie), oraz ciągłą potrzebą stymulacji rąk. I o ile wiem, że ośrodek mowy znajduje się blisko ośródka mowy w mózgu i ta konieczność stymulacji może wypływać z uszkodzeń w tym obszarze, o tyle ten element bardzo mocno odciąga jej uwagę od innych aktywności, które są dla niej również rozwijające.
Naszymi przyjacielami w osiąganiu tych celów stał się zarówno PONS/TLS jak i Pavel – masażysta i terapeuta FTK. Od poniedziałku do piątku poza seria masaży medycznych, Pavel ćwiczył z dziećmi podczas zajęć z PONS/TLS lub bezpośrednio po stymulacji. Dzięki temu ćwiczone mięśnie sprawniej komunikowały się z mózgiem i uczyły nowego paternu zachowania. Wzmacniały się. Wydawałoby się że wspinanie, czy też bieg na bieżni z PONS/TLS w buzi to jakaś marketingowa fanaberia. Jednak tak faktycznie wyglądają zajęcia FTK z PONS/TLS. Efekty wzmocnienia mięśni i ogólnej kondycji u dzieci były widoczne gołym okiem, a same dzieci uwielbiały salę do zajęć i akcesoria. Na koniec zajęć Mikołaj w ramach nagrody otrzymywał coś o co prosił – „chip/kluczyk” do odblokowania bieżni. Mógł ją włączyć i biec na ile tylko chciał podkręcić sobie tempo. Ania też polubiła taką fizyczną aktywność i nawet kręcenie się na Żyroskopie stało się czymś o co intensywnie prosiła sama biegnąc do sali i wspinając się na tak zwaną „huśtawkę”.
„Jeśli chcesz ubić konia, przywieź go do Stawropola”
Pogoda na Kaukazie czasie trzech miesięcy naszego pobytu zmienia się z dnia na dzień. Stawropol leży na wzgórzu i nazywany jest „miastem wiatrów”. Gdy na sławnej dla kolekcjonerów „Korony Ziemi” górze Elbrus pogoda się zmienia, nad miasto nadciąga mocny wiatr, mgły i zmiany ciśnienia. Do tego wieje bardzo ostre, górskie powietrze. Podczas, gdy jednego dnia świeci piękne słońce, termometr pokazuje ponad 20 stopni i motywuje do założenia krótkiego rękawa. Następnego dnia na chodniku leży już 10 cm śniegu i wiatr próbuje urwać głowy przechodniów. Po takich 2-3 zimowych dniach przychodzi gwałtowna burza z piorunami budzącymi ogromny podziw, podczas której woda zalewa ulice, po to tylko aby kolejnego dnia znowu pojawiało się lato. W ciągu trzech miesięcy straciłam rachubę ile razy przyszła zima i śnieg, a po niej lato. Ciśnienie skakało jak skoczek na trampolinie. Nigdy nie byłam zbyt wrażliwa na zmianę pogody, ale takich gwałtownych, powtarzalnych co 2-3 dni zmian nie wytrzymał mózg organizm. Zaczęłam naprawdę cierpieć.
Od ogromnych bólów głowy, chęci spania cały dzień, do dni gdy ciśnienie w uszach nie dawało mi normalnie funkcjonować. Miałam serdecznie dosyć tego klimatu. Moje ciało zaczęło błagać, aby przemieścić go gdzieś indziej, obojętnie gdzie, byle dalej od tej zmiennej pogody.
Czekałam na możliwość kolejnych sesja BAK bioakustyczną korekcję mózgu, aby mi nieco ulżyło. Moje ciało mówiło – CHCĘ stad wyjechać! Gdziekolwiek – do Tajlandii, na Kamczatkę, gdziekolwiek, gdzie tylko nie ma takich zmian pogody! Mówiłam codzień Rosjanom- uwielbiam Was, uwielbiam Stawropol, ale nie cierpię Waszej zmiennej pogody. W odpowiedzi dowiadywałam się że ten rok jest naprawdę wyjątkowo trudny nawet dla „lokalesów”. Nie wyjechałam, granice Rosji ale nawet okręgu Stawropola nadal były zamknięte. Kaukaz miał swój własny plan na mnie.
Trampolina uczuć
W tym samym czasie mała Ania, która jest bardzo wrażliwa na pogodę zaczęła też zle się czuć. Były dni w których bez wyraźnego nakłaniania wogóle nie wyszłaby z łóżka. Były takie w których od rana do nocy krzyczała. Były takie w których chciałaby każdego pobić, aby za moment chcieć być przytuloną. Te trudne stany nasilały się i było coraz trudniej. W tej sytuacji z krzyczącą Ania w mieszkaniu trudno było pracować, prowadzić rozmowy, skupić się. A ja sama czułam się zdecydowanie nie lepiej. Próbowałam odkryć, czy pogorszenie jej stanu jest spowodowane ostatnim turnusem, pogodą, mniejsza aktywnością na zewnątrz ze wględu na COVID19 czy też czymś innym. Nie miałam pojęcia, lekarze też nie wiedzieli. Błędne koło się zamykało. Nie pokazywała czy coś ja boli, a jak wiadomo Ania nie mówi wiec nie komunikowała zupełnie skąd krzyk i tej stan. Pewnego dnia w kompletnej niemocy pomysłów, postanowiłam sprawdzić, czy jeśli włączę jej środek przeciwbólowy – przestanie płakać. Przestała. Ale tylko na 2 godziny. Dało mi to jednak ślad, że coś ja boli. Dopiero po kilku dniach dało się dostrzec na mleczaku-jedynce lekkie zaróżowienie. To musi być przyczyna! W Rosji w COVID19 cieżko jest o dentystę, ale pani Elena z Kliniki stanęła na wysokości zadania i trafiliśmy z pomocą pani Eleny i dr. Mili ( kocham Was za to!) do gabinetu dentystycznego.
Okazało się, że faktycznie nowa jedynka, próbuje wypchnąć starego mleczka. Po wyrwaniu jedynki na 2 dni zapanował spokój, do momentu kiedy nowa jedyna zaczęła dynamicznie rosnąć i znowu boleć. Krzyk znowu się pojawił. Ania zawsze przechodziła proces rośnięcia zębów wyjątkowo trudno. Jej krzyk jako dodatek do mojego ciagłego ból głowy był tylko gwoździem do przysłowiowej trumny. Anka jednak była coraz trudniejsza w zachowaniu, wracały stare zachowania. na moje tamtejsze oko zaliczała regres w rozwoju. Byłam załamana.
Pojawiało się wiele nieodpowiedzialnych pytań: Może to zęby? Może pogoda tak samo bezlitośnie traktuje Anię, jak mniej? Może PONS/TLS właśnie dotarł do problematycznego miejsca w mózgu i poruszył je co było zniszczone i próbuje naprawić? Było wiele takich „może” na które nikt jeszcze wtedy nie był w stanie odpowiedzieć. Fakt jednak był jeden -mała Ania czuła się źle i wykazywała wyraźny regres w swoim zachowaniu.
Drobna uwaga dla wiernych fanów małego Mikołajka. Mikołaj w tym czasie czuł się bardzo dobrze. Codziennie rozgadywał się coraz więcej. Operując dzielnie pomiędzy językiem polskim, angielskim i rosyjskim. Maszerował na terapię śpiewając swój przebój rosyjski „trzy koty„- „tri kata!” . Wymyślał nowe zabawy. Zrobił sobie czynny fan-club Świnki Peppe z rosyjską pozytywną w brzuszku. Na spacery zabierał ze sobą Krasnoludka – maskotkę, któremu opowiadał co widzi i gdzie właśnie idą oraz śpiewał dla niego piosenki. Stał się też specjalistą wyłudzenia lodów z lokalnych sklepików i okradania swojej siostry ze wszystkiego co mogło być smaczne :). Jego rozwój kwitł w oczach. Codziennie rozśmieszał nas czymś nowym. Zawsze gdy brakowało mi sił, patrzenie na niego dawało mi wiarę, że jeśli ktoś tutaj odcina kupony z tej przedłużającej się znacznie wizyty w Rosji to tym kimś jest zdecydowanie mały Mikołaj.
Co ma dentysta do kardiologa?
Dzięki ogromnej pomocy p. Eleny i dr. Mili udało się w czasach COVID znaleźć dentystę, który przyjmie zagraniczne dziecko podczas pandemii. Szybko okazało się, że nasze podejrzenie, co do górnej jedynki Ani są prawdziwe, nowy, niewidoczny jeszcze ząb próbował wypchnać całkiem stabilną jeszcze jedynkę-mleczka, powodując tym duży ból i rozdrażnienie małej Ani. Bingo. Pani dentysta sprawnie wyrwała mleczną jedyneczkę. Wychodząc z gabinetu powiedziała, że jest jeszcze jedna ważna rzecz o którą musimy zadbać u Ani jak najszybciej. Podcięcie zbyt krótkiego wędzidełka. Powiedziałam Pani dentyście, że znamy problem, jednak polscy terapeuci i laryngolodzy mówią, że mimo że jest krótkie, to nie przeszkadza w jedzeniu, więc nie powinno się go teraz podcinać. Wręcz odradzano ten ruch, mówiąc że Ania nie będzie w stanie wykonywać ćwiczeń z pionizacją języka, które są podobno konieczne po podcięciu wędzidełka. Pani dentysta, stała zdziwiona słuchając naszego tłumaczenia. „Ale musicie je podciąć!” powiedziała po rosyjsku. Dr Mila powtórzyła zdanie po angielsku, upewniając się czy zrozumieliśmy. „Dlaczego musimy?” zapytałam. „Bo jeśli nie podetniecie go, to jej zęby będą knvsarzywo wyrastać i szczęka nieprawidłowo się ukształtuje. To ostatni moment aby to zrobić.” – tłumaczyła rosyjska dentystka. Zdziwiłam się słysząc te słowa. Nikt z wieku lekarzy laryngologów nie mówił mi tego, a odbyłam tournee przez kilka prywatnych poznańskich klinik właśnie w temacie wędzidełka.
Idąc do domu dyskutowaliśmy o tym z ojcem Ani. Google poszło w ruch i okazało się, że tylko jedna, mama blogerka, stomatolog pisała o tym na swoim blogu. Reszta polskich internetów milczała na temat powiązania krótkiego wędzidełka, a następstwie z nieprawidłową budową szczęki i krzywymi zębami. Postanowiliśmy załatwić wędzidełka „sprawę” w Rosji. Jednak okazało się, że aby to wykonać u Ani potrzeba jest sedacja dziecka.
Anastezjolog do sedacji poprosił o badania krwi dziecka oraz badanie ekg serca wraz z opinią kardiologa, iż nie ma przeciwskazań do sedacji.
Ania ostatnio była u kardiologa w Polsce jeszcze będąc kilkumiesięcznym bobasem, ale jako że zarówno neonatologia w Poznaniu jak i kardiolog dla wcześniaków u Ani nie stwierdzali żadnych problemów z sercem, więc spałam spokojnie. Pojechała na badania ekg z Anią. Trwały bardzo krótko i już za 2 dni były dostępne opisane wyniki. Dostałam je do ręki i ze spokojen zaczęłam czytać opis od kardiologa. Ale zaraz, co to jest?! Jaka wada serca?
Zaczęłam googlować co to jest za wada. Trafiłam tylko na jedno polsko-języczne opracowanie naukowe na temat tej wady serca. W pewnej panice, skontaktowałam się z dr.Mila pytając czy jest złe. Uspokajała, że to metaboliczna wada serca i raczej nie groźna na życia, ale trzeba skonsultować Anię z kardiologiem. Teraz mój mózg dolewać oliwy do ognia. Ja się martwię mózgiem i mową, a ona ma wadę serca?! Za 2 dni udało nam się spotkać z kardiologiem. Lekarz kardiolog wyjaśnił mi na czym polega problem w sercu Ani, z czego on wynika i jakie powinny być kolejne nasze kroki. Wada serca jest metaboliczna i nasila się gdy są braki odpowiednich witamin i minerałów w organizmie dziecka.
A jako że przez wiele lat Ania miała problemy z układem pokarmowym, trawieniem pokarmów, mimo przyjmowania enzymów i suplementacją sytuacja z trawieniem była kiepska. Ania była też na ścisłej diecie 3Xbez przez 4 lata ze względu na ogromne problemy z tolerancją glutenu, kazeiny oraz problemy z candidą. Na szczęście teraz od roku już nie mamy alergii pokarmowy, trawienie się ustabilizowało, dzieci już mogą jeść wszystko, zatem spokojniej patrzę na dostarczane dziecku odpowiednie minerały oraz witaminy, ale wcześniej z wchłanianiem ich na pewno nie było wesoło. Wychodząc od kardiologa oddychałam juz nieco spokojniej niż przed wejściem, jednak w głowie pojawiała mi się pewna myśl:
„Idąc od rosyjskiego lekarza (nieważne czy to będzie dentysta, kardiolog, immunolog, endykrynolog czy neurolog) z dzieckiem z problemami medycznymi z Polski lub/i autyzmem…znajdziesz na pewno jeszcze więcej istniejących problemów niż sądziłaś/eś. Trzeba być na to gotowym psychicznie, ja na problematyczne informacje po badaniu ekg zdecydowanie nie byłam przygotowana psychicznie.
Kryzys nadchodzi
Zniszczona fizycznie, z boląca od tygodni głową, z krzyczącą Ania w mieszkaniu, z dala od perspektywy przemieszczenia się z zamkniętego na świat przez COVID19 Kaukazu sięgnęłam swojego dna emocjonalnego. Do tego nachodziły jeszcze aspekty związane ze zmiana pracy i pewną niepewnością startu nowej pracy w takich okolicznościach przyrody. Pewnego dnia przyszłam do Pani neurolog dr. Mili i z błyszczącymi łzami w oczach powiedziałam „Przestaje wierzyć, że Ania już kiedyś będzie samodzielna, że zacznie mówić…”. Dr.Mila pocieszała mnie, mówiła że to tylko chwilowe pogorszenie, że będzie dobrze, że Ania ma duże szanse na rozwój i bycie zdrową, samodzielną osobą. Ona uważa że na pewno zacznie mówić, to kwestia czasu. Ale ja wpadłam w dół emocjonalny. Tak, właśnie ja! Osoba z dużym pokładem energii i optymizmu życiowego wpadła w kompletny dół. Moja kochana bratnia dusza Ola próbowała mnie ratować online, ale ja była na równi pochyłej w przepaść.
Patrzyłam w tym czasie na syna, Mikołaja. Ten codziennie zaskakiwał mnie nowymi rzeczami, rozśmieszał, angażował w nowe zabawy i był moim plasterkiem na serce. Patrzyłam też na Ania, która wpadła coraz mocniej w sidła choroby i świata ogarniętego krzykiem. Miałam poczucie winy, że wszystko co osiągnęliśmy przez ostatnie rok właśnie poszło do tak zwanego piachu. Że COVID19 zaatakował celniej niż w układ odpornościowy, zaatakował w moje serce. W głowie pojawiało się pytanie czy moja chęć sięgnięcia po więcej, po lepszą przyszłość dla tego dziecka poszła za daleko? Byłam zła na siebie. Może chciałam za bardzo?
Turnus szósty
Gdy tylko wybił miesiąc od końca turnusu piątek, rozpoczęliśmy turnus szósty. Zaraz po nim w planach miałam juz powrót do Polski z pomocą Konsulatu polskiego w Kaliningradzie. Bilety do Kalingradu już zostały wykupione. Procedury zgód dwóch krajów na nasz wyjazd uruchomione. Miałam przeczucie, że być może długo już nie uda nam się wrócić do Stawropola przez panująca na świecie sytuacje COVID19 i może być ostatnia okazja w tym 2020 roku na terapię dzieci. Stan małej Ani nie poprawiał się.
W gruncie serca czułam znając siebie, że wyniki tego turnusu będą decydujące czy wrócimy z Anią i Mikołajkiem jeszcze do Rosji na leczenie czy tez będzie to nasz ostatni wyjazd. Nadal koontynuowalismy terapię PONS/TLS, jednak po stymulacjach PONS zarówno Pavłowi z zajęć FTK jak i Pani Ani lopegoedzie ciezko było coś wykonać z Ania na zajęciach. Ania krzyczała niemal cały czas, robiła sceny. Nie było miejsca w Klinice gdzie by jej nie słyszano. Jedynym beneficjentem tych zajęć był Mikołaj. Mały smyk nie dość, że pobijał rekordy bieżni, jako motywator w jego przypadku używano możliwości opcji włączeni bieżni aby sobie pobiegać lub żyroskopu zwanego jako hustawka ;). Na zajęciach logopedii pokazywał już poziom koncentacji na poziomie małego geniusza.
Ogarnął cyrlicę i swobodnie wykonywał ćwieczenia gdzie należało nią się posługiwać. Za każdym razem rosyjscy terapeuci wystawiali oczy jako 5 zł albo 5 rubli 🙂 gdy przechodził na kolejny poziom swoich dotychczasowych możliwości. Z dwojga dzieci – miałam małego Mikołaja pokazującego swój ogromny potęcjał na polu koncetracji i uwagi. Mózg podkręcony PONS/TLS robił efekty WOW, takie o jakich opowiada Pani Ania w wywiadzie, a po drugiej stronie miałam małą, krzyczącą Anię, która nie chciała już uczestniczyć w żadnych zajęciach.
Badania końcowe przed wyjazdem ( EEG nocne)
EEG wykonywane na koniec turnusu pokazało u Mikołaja znaczną poprawę parametrów fal w mózgu. EEG Ani pokazało zaś, że przy tak intensywnych 2 kursach oraz niemal 3 miesięcznej pracy z PONS/TLS neurostymulacja dokopała się do najbardziej uszkodzonych obrębów mozgu. Otworzyliśmy tak zwaną „puszkę pandory” problemów neurologicznych zaszytych tak głęboko w mózgu, że procedury wykonywane przez 4 turnusy nie były w stanie się do nich dostać. Jednak teraz PONS/TLS dostał się do tych problematycznych miejsc i zaczął na nich stymulację i naprawdę. Efekt jego pracy jest podobny jak działanie wulkanu. Teraz mózg wyrzuca z siebie wszystko się tam kryło negatywnego i zaczyna proces naprawy. A my postrzegaliśmy ten proces zewnętrznie i behawioralnie jako regres.
Dr Marina i dr.Mila – lekarze neurologii, spędziły sporo czasu tłumacząc nam te mechanizmy. To ich podejście, to prawdę mówiąc to jest jeden z wielu powodów dlaczego tak bardo szanuję rosyjskich lekarzy. Poświęcają czas na wytłumaczenie trudnych mechanizmów działania mózgu rodzicowi, który lekarzem wcale nie musi być a chce te mechanizmy znać martwiąc się o swoje dziecko. Lekarki wyjaśniły też co teraz będzie się działo w procesach naprawczych mózgu i jakich procesów i zachowań możemy się się spodziewać przez kolejne tygodnie, a nawet miesiące. Jako że zrobiliśmy ogromną prace w stymulacji mózgu, „zaliczyliśmy” 2 turnusy neurorehablitacyjne podczas 3 miesięcy i niemal 2,5 miesięczna stymulację PONS/TLS konieczne jest poczekanie minimalnie 6 miesięcy – czyli minimalnie do listopada/grudnia aby rozpocząć kolejny turnus.
Mózgi dzieci i mój 🙂 muszą mieć teraz wystarczająco dużo czasu aby się przebudować. Postanowiłam kolejny raz zaufać temu co mówią rosyjscy lekarze. Wiele razy dowiedli, że mają ogromna wiedzę na temat mózgu. Ja też nauczyłam się, że zaufanie odpowiedniemu lekarzowi jest kluczem do sukcesu. Nawet jeśli potrzeba czasu aby zobaczyć zmiany.
A jeśli wpadniesz między wrony – nauczyć się krakać jak one – mój czas nauki
Trzy miesiące w Rosji dla osoby mojego pokroju, która lubi zadawać pytania mądrym ludziom, słuchać opowieści, uczyć się ale też pomagać innym zrodził wiele pozytywnych owoców.
Już podczas poprzednich wyjazdów „pokochałam” Pana Rzeźnika ( Pana Rzenię) niewidomego, doświadczonego i specjalistę od terapii manualnej. Poza tym, iż jest jest niesamowicie dobrym specjalistą, jest bardzo mądrym i dobrym człowiekiem. Ma ogromne doświadczenie w pracy z dziećmi i dorosłymi, a zaczynał swoją karierę przy terapiach niemal kilogramowych wcześniaków na oddziałach szpitalnych. Ma też ogromną wiedzę nie tylko o rosyjskich technikach manualnych, ale też chińskim technikach. W jego czasach te techniki były również nauczone w Rosji na prestiżowych szkołach dla tego rodzaju specjalistów. Przegadaliśmy kilkadziesiąt godzin podczas masaży, terapii. Dzięki niemu dowiedziałam się sporo na temat możliwości terapii manualnej rosyjskiej i chińskiej. Miałam wrażenie, że dzielenie się wiedzą jest radością dla niego tak dużą, jak dla mnie jego wiernego słuchacza. Jest ogromnie ciepłym i dobrym człowiekiem. To fakt, że „łamie karki” jak nikt inny, a „O Matko Boska!” to najczęstsze słowa wypowiadane w jego gabinecie przez Polaków przylatujących do Stawropola, ale ufam mu ogromnie.
Podczas takich rozmów Pan Rzenia vel Rzeźnik zaciekawił mnie też bańkami chińskimi – stawianiem ich i masażem. Słyszałam o bańkach chińskich już dawno – jako coś co robiły nasze babcie, ale kojarzyło mi się to z popieczonymi plecami i procedurą która przekazywana z dziada pradziada, jako nie dotarła do mojego pokolenia. Najpierw pan Rzenia pokazał mi jak zrobić masaż chińską bańką, a potem lekcje stawiania baniek chińskich przejął Pavel (masażysta w klinice). W skutek tych lekcji jest taki iż teraz bańki chińskie stały się częścią mojej domowej apteczki :).
Podczas gdy Pan Rzeźnik wprowadzał mnie w świat terapii manualnych, Pavel dzielił się ze mną rosyjskim podejściem do wykorzystania energii Reiki w leczeniu i medycynie. Systemem Reiki i leczenia energią zainteresował mnie on sam, podczas mojej poprzedniej wizyty w Rosji. Wiedziałam że zarówno w USA, Niemczech i Anglii wielu lekarzy i pielęgniarki łączy medycynę tradycyjną i praktyką reki na pacjentach. Istnieje szereg naukowych badań na temat tempa zdrowienia pacjentów objętych leczeniem Reiki. Temat Reiki okazał się ogromnie ciekawy, zwłaszcza, że łączył się z wciąż z energią i możliwościami wykorzystania jej pokładów do leczenia, ale też rozwojem duchowym.
Nauka angielskiego po rosyjsku
Odkryłam, że przyjemność daje mi pomoc ludziom w nauce języka angielskiego. Było to wyzwaniem, ponieważ mój uczeń był native speakerem rosyjskim, a jego przygoda z językiem angielskim zaczęła się nie tak dawno, a ja nadal uczę się rosyjskiego. Mój język rosyjski rozwijał się dzięki tej przygodzie. Ja wyjaśniłam zasady angielskie po rosyjsku, a jeśli ja powiedziałam coś nieprawidłowo po rosyjsku – mój uczeń poprawiał mnie. Czysta synergia wzajemnej nauki :.) To było mega obłędne językowo doświadczenie :-). Marzę aby je powtórzyć.
Rozwijam swój kanał na YouTube
Mając nareszcie czas na rozmowy, pojawił się pomysł przeprowadzenia wywiadów ze specjalistami od neurorekonstrukcji. Rolę korespondenta i osoby prowadzącej wywiady wywiady zaczęłam od razu od wielkiego kroku: przeprowadzenia wywiadu/nagrań dla TVP Polonia w Klinice o sytuacji COVID19 na Kaukazie. Skoro ten pierwszy krok poszedł całkiem dobrze, kontynuowałam swoją przygodę dziennikarską tym razem już dla moich czytelników bloga. Nagrania i wywiady dostępne są na moim kanale na youtube.com – mikulska.com (link poniżej)
Konsultacje Online
Pozwoliłam aby marzenie które zaistniało jakiś czas temu i zarezonowało z marzeniem Oli stało się rzeczywistością.
Naszym marzeniem było: „Każdy człowiek – niezależnie czy mieszaka w małej miejscowości, czy w dużym mieście w Polsce będzie mógł skorzystać z wiedzy rosyjskich specjalistów neurologów / neuro-rekonstrukcji bez wychodzenia w domu.„
Rok temu aby to móc porozmawiać z rosyjskim neurologiem, musieliśmy polecieć na Kaukaz, teraz stało się to możliwe bez odrywania się ze swojego fotela w domu. Wystarczyło „tylko” wykorzystać swoje doświadczenie pracy zdalnej, projektowej i już marzenie w prostej wersji MVP stało się rzeczywistością z której mogą nadal korzystać polscy pacjenci. Pierwszymi pacjentami były te rodziny, którym COVID uniemożliwił wyjazd do Rosji, a potem dołączyły kolejne rodziny.
Konsultacje online i możliwość uczestniczenia „technicznie” w dużej części z nich były dla mnie tak ogromną dawką wiedzy neurologicznej i studium przypadku. Myśle, że nigdy nie miałabym szansy nauczenia się tej nauki z książek jaką wtedy przyswoiłam od dr. Mili. Mój umysł jak gąbka zassał wszystkie informacje i było to jednak z bardzie fascynujących doświadczeń wejścia do świata rosyjskiej nauki o mózgu od strony kuchni. Kiedyś uwielbiałam oglądać dr. Hausa, w ciagu 3 miesięcy na moich oczach dr.Mila rozwiązała tylko przy użyciu wywiadu i dostarczonych badan obrazowych i filmów wiele zagadek medycznych na które polska neurologia nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. To był najintensywniejszy lekcja nauki nowej dziedziny jaką przeszłam przez ostatnie lata, ale jednocześnie ogromnie pasjonujący. Miejscami żałowałam, że nie urodziłam się w Rosji i nie skończyłam rosyjskich studiów medycznych :-). Ale los pewnie wiedział co robił 😉
Drodzy Czytelnicy, czas w Rosji był też czasem, kiedy miałam szansę więcej Was poznać. Przez konsultacje online nasze światy się spotkały. Nareszcie to Wy opowiedzieliście mi swoje historie. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo wspaniali ludzi stoją po drugiej stronie ekranu i jak trudne macie historie życiowe. Rozmowy z Wami, a nawet słuchanie Waszych historii, sprawiało że często łzy toczyły mi się z oczów. Może tak jak i Tobie, gdy czytasz naszą historię tutaj na blogu. Okazywało się, że tak wiele na łączy. W tym miejscu każdemu z Was z którym miałam okazję porozmawiać przez moment dziękuję za możliwość tego iż nasze ścieżki i losy skrzyżowały. Życzę Wam i Waszym bliskim wszystkiego dobrego i dużo zdrowia!
Powrót do Polski
Wróciliśmy z Rosji z ogromną pomocą władz Polskich i Rosyjskich. Pan Konsul i pracownicy Konsulatu w Kaliningradzie spisali się na złoty medal pomagając nam wrócić bezpiecznie i szybko do Polski. Jeszcze raz za to dziękuję! Pisałam o naszym powrocie tutaj. Czas kwarantanny był trudy, ale też konieczny. W tym okresie Ania powoli wyciszała się, humor jej się poprawiał. Pogoda w Poznaniu była stabilna. Energia jej wracała. Coraz mniej krzyczała a coraz częściej uśmiechała się. Po 2 tygodniach wróciła „Ania” ta jaka znamy, wesoła, uśmiechnięta, psocąca, pomysłowa. Ale to był tylko początek pozytywnych zmian. Ja też poczułam się znacznie lepiej. Głowa przestała mnie boleć. Zaczęłam myśleć o nowej pracy a tym samym nowym wyzwaniu zawodowych jaką miała podjąć już od czerwca.
Zwroty z inwestycji
Po miesiącu mała Ania zaczęła wypowiadać proste sylaby; ma, la, da. Potem zaczęła znowu nazywać mnie „MAMA”, tatę „TATA”, chcąc słuchać piosenek wołała „LALA”, zamiast wokalizacji pojawiały się sylaby BABA, PY, PI , kilka razy nawet odpowiedziała TAK lub NIE na pytania. Wiedziałam że to może być efekt wysokiej stymulacji mózgu jaką wykonaliśmy. Ania ma alalie motoryczną i ma problem z przesyłanie sygnałów z mózgu do aparatu mowy. Takie pojawiające słowa juz się nam zdarzały po wyjazdach do Rosji, ale zanikały po jakimś czasie. Starałam więc tym razem zachowawczo się cieszyć z tej sytuacji ;).
Tym razem jednak nie dość, że te elementy nie zanikają już od 3 miesięcy to jeszcze dochodzą do nich nowe oraz chęć użycia komunikacji AAC. Ania też zmienia się z dnia na dzień, Wciąż zaskakując pozytywną postawą, proaktywną komunikacją i swoimi pomysłami. W większości ma dobre dni i cudowny humor. „MAMA” stała się jej słowem codziennym, gdy chce mojej uwagi czy natychmiastowej reakcji. Domaga się towarzystwa, zabawy z nią, bliskości. Czuć w niej taka mała kobietę, która wie czego chce, ma swoje potrzeby i je komunikuje niewerbalnie. Od czasu dziwnych krzyków w Rosji stała się bardzo głośna. Jednak nie jest to krzyk zdenerwowania tylko próby swojego głosu, w różnych tonach, różnych okolicznościach (np. krzykiem jest okazywana radość z szybkiej jazdy na rowerze. Im szybciej ona pedałuje, tym głośniej krzyczy mając przy tym uśmiech na buzi. Ania zawsze coś mówi po swojemu, wydaje dźwięki, odpowiada dźwiękami na pytanie, woła po swojemu. Słyszą ja wszyscy na ulicy, w mieszkaniu, wakacjach. Oczywiście nie da się nas nie zauważyć podczas takich sytuacji, ale jak domyślacie się kompletnie się tym nie przejmuje. To też jedno z moich skarbów jakie przyniosła mi personalnie moja osobista terapia w Rosji – święty spokój ;). Wyraźnie widać, ze chęć komunikacji werbalnej jest czymś co jej się włączyło, nawet jeśli często to tylko dźwięki lub sylaby.
„Mama”. Słyszę teraz słowo z jej ust miliony razy na tydzień. Za każdym razem reaguje na nie ze wzruszeniem i radością, że mogę je słyszeć.
Muszę przyznać, że nawet nawet jeśli jest ono jednym z niewielu słów wypowiadanych przez Anię, jest dla mnie ono wyjątkowo ważne. Czekałam na niego tak wiele lat i modle się do Aniołków aby już zostało z nami na zawsze.
Pod wspólnym dachem z Papą Sperfem i Świnką Pepa
Mały Mikołaj przechodzi kolejne etapy rozwoju. Są one bardzo subtelne. Zmiany pokazują się w szerz jego rozwoju. Zaczynając od sposobu zmiany w traktowaniu osób obcych, w stosunku do osób które uważa za „część stada”. Zmienił swoje podejścia do ludzi których kocha. Ma szereg fajnych pomysłów na zabawę. Rozbawiania mnie do łez swoimi pomysłami i „kombinarostwem”.
Ma też najważniejsze osoby w swoim życiu, które służą mu też do nazywania bohaterów bajek: Ania, Mama i ciocia Kasia . No coż – kobiety zajmują najważniejszą rolę obecnie w jego życiu;). Mieszkanie zapełnione jest jego zabawkami maskotkami – postaciami z bajek. O swoje prawa walczy Myszka Miki, Świnka Pepa, Papa Smerf, Krasnoludek i kilka „dziabągów” ( nazwa własna wymyślona przez ze mnie” plus smok i inne stwory. Na osiedlu widywany jest przebrany w ubranko tygryska śpiewając na całe gardło swój ostatnio ulubiony przebój:
Efekty mojej terapii w Rosji
A jako że i ja byłam pacjentką rosyjskiej neurologii próbując naprawić swoje zdrowie po dwóch problematycznych dla mojego organizmy wypadkach samochodowych (pisałam o moje historii tutaj), podzielę się też informacjami co stało się ze mną i moim zdrowiem w przeciągu ostatnich miesięcy. To co wydaje się banalne, ale dla mnie było koszmarem odbierającym mi energię i koncentrację zmieniło się: Mogę juz spać i śpię! I tak, nie zgadzam się aby ktoś do mnie dzwonił lub pisał o 22.00 bo wtedy zazwyczaj już…śpię ;). Wróciłam nareszcie do stanu gdzie połykam książki i wiedzę tonami, jak dawniej. Dbam o swój poziom work-life-balance. Organizm nauczył się dawać mi znać kiedy go zakłócam, a ja nauczyłam się otwarcie mówić, że ten stan jest dla mnie ważny i walczyć o niego jak zodiakalna lwica ;).
W piątek po południu odrywam się od pracy i wyjeżdżam do lasu, gdzie trzymam się z daleko od interntu, spędzajac czas z dzieci, natura i książka. I nie denerwuje się już tam łatwo i „somatycznie”. Serio! Z osoby z nieprawidłową diagnozą w Polsce „nerwicy” – przeszłam do stanu osoby, która cieżko jest zdenerwować. Jeśli już tak się stanie – zamiast kłębić emocje w sobie – szybko daje im upust jak wiosenna burza i juz za moment jest u mnie w sercu i umyśle spokojnie . Nauczyłam się, mówić otwarcie co mi leży na żołądu, ale tez dawać innym wolność tego aby mieli inne zdanie, styl życia, wartości – bez impaktu negatywnego na mnie. Szanuje to. Negatywnym ludziom schodzę z drogi i omijam ich. A jeśli się nie da ich ominąć szukam w nich czegoś dobrego aby „ich odczarować w mojej głowie”. Pozytywnym, tym pozytywnym ludziom kibicuję i wpieram.
Mowie częściej: Nie chce. Otwarcie i uczciwie: Nie mam czasu. Mam w sobie taki spokój o jakim nie marzyłam nawet że istnieje :-). Bez wątpienia to zasługa rosyjskiej medycyny. Niestety zaburzony w wypadku samochodowym układ hormonalny, nadal potęguje problemy z przetwarzaniem cukrów i insulinoopornością. Nie skutkują tutaj i leki, diety i ćwiczenia, ale szukam i na to jakiegoś rozwiązania. O tym już ostrzegał mnie dr. Sergiej i rosyjska profesor endykrynologii mówiąc o ogromnie skali zniszczeń jakie nastąpiły w moim układzie hormonalnym i starając przekonać mnie, że może lepiej zaakceptować więcej kilogramów. No i może mają rację, jednak ta zagadka wciągnęła moje zainteresowania już tam mocno do świata wiedzy o hormonach, endokrynologii i napełniania głowy wiedzą z tego zakresu, że za temat nie jest dla mnie zamknięty i zapewne przez dłuższy czas jeszcze nie będzie;). Zapewne więc blog rozszerzy swój zakres z neurologii i immunologii, również o aspekty związane z endykrynologią i leczeniem insulinooporności widzianymi oczami blogera i rodzica:-)
Nowy rozdział życia zawodowego
Od czerwca znowu moje życie zawodowe wskoczyło na nowe tory. Wróciłam do roli managerskiej, pełnionej przed narodzinami bliźniąt, która potem na moment po kilku ostatnich latach bycia specjalistą łączącym pracę zawodową z intensywną terapią dzieci. Wkroczyłam zawodowo do świata ludzi których pasją jest pisanie i dzielenie się wiedzą z innymi.
Zmiany zawodowe, miały to na pewno impakt na mojego bloga, gdyż teraz pracuje w dwóch strefach czasowych upraszczając europejskiej i amerykańskiej. A gdy czas się kurczy, -w pierwszej kolejności staram się zadbać o czas dla swoich dzieci, a w drugiej dzielić się doświadczeniami na blogu 🙂 . Jak jak widzicie, nadrabiam właśnie te zaległości 😉
Podsumowanie
Trzy miesięczny pobyt w Rosji był bardzo ciekawym doświadczeniem życiowym. Ten czas dał mi kilka życiowych lekcji
Minimalizm: Nie potrzebujemy więcej niż jednej walizki ubrań dla całej rodziny na bezproblemowe przeżycie 3 miesięcy w zupełnie nowym miejscu, z tysiące kilometrów z dala od Polski. I zupełnie serio – dało mi to do myślenia i po powrocie mocno zaczęłam przyglądać się rzeczom w moim mieszkaniu, żegnając się z tymi których już zwyczajnie nie używam. Nawet moje ukochane książki, których nie chciałam wyrzucić, znalazły nowe życie trafiły do osiedlowego book-sharingu i już kolejnego dnia miały nowych właścicieli.
Każdy mózg inaczej reaguje na terapię: Delikatny i bardziej uszkodzony mózg małej Ani dotkliwiej poczuł skutki długiej stymulacji. I mimo że moje dzieci mają za sobą identyczną historię leczenie w Rosji, są bliźniętami to ten długi okres stymulacji zniosły skrajnie inaczej. Ja również, jako dorosła osoba, która nabawiła się problemów w życiu dorosłych, zupełnie inaczej reaguje na terapię niż moje dzieci które otrzymały je już w życiu płodowym i wczesnych miesiącach życia.
Jeśli los Cię daje cytrynę, zrób z niej lemoniadę – Los dał nam szansę zostania w Rosji i skorzystania w pełni z PONS/TLS przez 2,5 miesiąca oraz realizacji 2 kursów neurostymulacji mikropolaryzacjami i BAK bioakustyczną korekcję mózgu,pod rząd. I mimo tego iż wtedy i ja Ania kiepsko znosiłyśmy zmiany pogody na Kaukazie to nigdy wcześniej i być może długo jeszcze nie będziemy mieć okazji na taka długą przygodę z PONS/TLS. który nadal jest elitarnym narzędziem neurostymulacji dla mózgu.
Wyrażaj swoje marzenia precyzyjnie, bo mogą się spełnić: Kiedyś obiecałam ojcu Ani i Mikołaja że święta spędzimy w innym Kraju, najlepiej takim gdzie świąt w tym czasie nie ma. I tak się stało w Święta Wielkanocne. Nie było pouginanych półek sklepowych od baranków, czekoladowych jajeczek i zajączków. Przejedzenia świątecznego. Było normalnie, skromnie i rodzinnie – tak jak powinny wyglądać święta :-). Za to w kolejnym tygodniu gdy prawosławie obchodziło święto – wciągnęliśmy na deser ich pyszne babki z lukrową posypką 🙂 .
Co prawda potem dodał, że w sumie to gdyby miał być bardziej precyzyjny powiedział by że chodzi mu o ciepły Zanzibar lub inną śliczną wyspę, ale było już za późno na dodawanie punktów do specyfikacji.
I ostatnia, bardzo ważna lekcja:
Na wszystko potrzebny jest czas. Nawet jeśli my jako rodzice wykonany ogromną pracę w terapii, neurostymulacji i leczeniu, mózg dziecka nadal potrzebuje czasu aby przebudować się i zaadoptować zmiany. Mózg ma swój własny zegar i czy nam się to podoba czy nie, to my musimy go uszanować. Zegar życia tyka i przesuwa swoje wskazówki na tarczy – a my staramy się wykorzystać ten czas najlepiej jak to możliwe spędzając czas z dziećmi, zapewnić im najlepszą edukację i terapię w Polsce, podczas efekty używając czasu gdy efekty 3 miesięcy neurostymulacji nadal zmieniają mózg. Odliczamy też miesiące do grudnia, kiedy ponowie chcemy wrócić Rosji jeśli tylko sytuacja epidemiologiczna na to pozwoli.
W 2020 roku planowaliśmy też więcej pobyć w Rosji niż w 2019 roku. Chciałam nieco bardziej ją zwiedzić, pojechać w inne rejony niż Kaukaz ( wcześniej byłam tylko nad Bajkałem, Irkucku, Ułan Ude jadąc do Mongolii). Dużo czytałam o Kamczatce i plan aby tam pojechać w 2020 roku na wakacje coraz mocniej pokazywał mi się w głowie. I faktycznie udało nam się znacznie więcej czasu pobyć w Rosji ale również przelecieć ją w skroś ( z południa na północ) ale nieco różniło się od mojego obrazu w głowie. Jednak wypowiedziane na głos marzenie w 100% spełniło się 😉 .
Moje lesson learned zatem jest proste – uważaj o co prosisz wszechświat i bądź precyzyjny w marzeniach, bo mogą się one spełnić 🙂
Chcesz otrzymywać informacje o nowościach na blogu. Zapisz się do bezpłatnego newslettera.
Interesuje Cię leczenie i terapia w Rosji?
Dołącz do mojej grupy: „Rosja – Neuro-rekonstrukcja – grupa dla osób którzy chcą wiedzieć”
Konsultacje online z rosyjskimi specjalistami w języku polskim:
Używasz facebooka? Odwiedź moją stronę!
Odwiedź mój FanPage na facebooku: kliknij tutaj.
Lubisz oglądać? Super! Na moim kanale YouTube czeka na Ciebie więcej ciekawostek z Rosji!
Odwiedź mój kanał YouTube: klinij tutaj.