Z zamkniętymi oczami unoszę się na plecach tuż przy powierzchni basenu z morską wodą. Moja głowa błyskawicznie zamienia się w małą radiostację. Wyraźnie słyszę jakby ktoś obok nadawał sygnały radiowe, raz krótsze, raz dłuższe. One nie pochodzą znad powierzchni wody tylko jakby z jej wnętrza. Czuje delikatny dotyk i plusk wody. Tak, tuż przy mojej głowie. Zbliżają się do mnie, opierają swoje pyski na moje potylicy, a potem lekko oddalają aby za moment znowu mnie dotknąć. Nie boję się. Jedyna myśl jaka do mnie dociera to ta że czuje spokój i narastające uczucie relaksu. Nie chcę aby ktoś przerwał tę chwilkę. Po jakimś czasie czuje uścisk dłoni – to Evgeny – terapeuta, który jest tuż obok mnie w wodzie, daje mi znak, że czas na przerwę chwilę przerwy od sonarowania przez delfiny.
Cofnijmy się kilka miesięcy wcześniej. Wieczór. Dzieci biegają po domu. Włączony Mac z facebookiem w przeglądarce leży na wyspie kuchennej. Z jego głośnika wydobywa się głos kobiety. Trwa właśnie bardzo ciekawy live streaming wykładu Beaty – psychologa i mamy nastoletniego dziecka z ASD. Beata opowiada o swoich doświadczeniach jako mama i terapeutka dziecka. Pomyślałam: ciekawa kobieta z ciekawym bagażem doświadczeń, może kiedyś ją poznam. Za kilka tygodni ta sama magiczna kobieta wchodzi do mojego domu. Przeczytała mojego bloga, zainteresowała się terapią w Kijowie i napisała do mnie. Podczas wizyty wspomina o delfinoterapii, podczas której jej syn zaczął mówić. Ciarki przechodzą mi po całym ciele słuchając tej opowieści. Mówi też o swoich niesamowicie mocnych odczuciach gdy sama weszła do wody z delfinami. Mówiła o tym z takim przejęciem że po jej wyjściu długo jeszcze myślałam o delfinach. Co takiego jest w tych ssakach że aż tak ją oczarowały? Czy faktycznie posiadają więcej czakr niż ludzie, czy mają super-moce niczym spiderman ;)? Jej opowieść zasiała ziarno w głowie, a jako, że moja głowa jest dość żyzną krainą do rozwoju marzeń, ziarno zakiełkowało aby dojrzeć i stać się rzeczywistością.
Zobacz wideo relację na Youtube : tutaj
I w taki właśnie sposób w sierpniowe popołudnie po raz pierwszy raz pojawiliśmy się w delfinarium NEMO w Charkowie na Ukrainie. Przejechaliśmy tam wprost po tournee szpitalnym najpierw na Oddziale Immunologii w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie i pobycie w Kijowie na wlewie immunoglobulin.
Przy kasie przywitał mnie sympatyczny człowiek Evgeny. Mówił o tym że udowodniono, że kontakt z delfinem powoduje produkcję ogromnej ilości seratoniny i endorfiny. Wielu rodziców podczas lub po terapii zauważa zmiany u swoich dzieci. Oprowadził nas po delfinarium, przedstawił terapeutów i pływające w dużym basenie delfiny. Każdy z delfinów miał swoja historię i ewidentnie nie był tylko “zwierzęciem’ dla niego ale kimś ważnym. Zastanawiałam się jak Evgeny je rozróżnia skoro wyglądają tak podobnie, no może poza japońskimi białymi bestiami, które zdecydowanie odróżniały się od pozostałych.
Moje dzieci z zainteresowaniem obserwowały delfiny w basenie. Widok był naprawdę imponujący. Spodziewałam się 2-3 delfinów, ale nie całej ławicy! Gdy dzieci przebrane w pianki pływackie miały samodzielnie z instruktorami powędrować w ich stronę, na środek podestu, zaczęły się mocno niepokoić. Gdy były już na podeście, te duże czarne bestie wypłynęły z wody na podest i otoczyły moje małe krasnoludki. Mina krasnoludków mówiła jednoznacznie: “Uruchomić procedurę ucieczki i to NATYCHMIAST bo te czarne bestie na zjedzą!” .
Na szczęście programy wprowadzające do terapii z delfinami zawierają elementy zabawy dziecka z delfinami, głaskania go, mycia tańczenia z nim czy pojenia wodą 😉 a terapeuci w NEMO doskonale wiedzieli jak oswoić dzieci z delfinami. Po takim wprowadzeniu dzieci już uspokoiły się, a potem przyszedł czas na to kontynuować terapię już w wodzie.
Jako że woda to drugi żywioł Ania i Mikusia więc to zdecydowanie nie trzeba było 2 razy im powtarzać aby do niej wskoczyć.
Za moment dzieci płynęły na brzuchach delfinów trzymając się ich płetw wokół basenu z twarzą uśmiechnięta od ucha do ucha. Im szybciej płynął delfin, tym uśmiech na twarzy był szerszy.
Były i te gorsze chwile, gdy trzeba było leżeć w wodzie na plecach a delfiny sonarowały mózgi dzieci. Dzieciaki nie przepadają za tą pozycją, ale ten element jest jednym z kluczowych podczas delfinoterapii.
Jeśli nadal zastanawiasz się co u licha znaczny słowo sonarowanie przez delfina to już wyjaśniam:
To proces w którym dziecko wystawione jest bezpośrednio na działanie ultradźwięków wydawanych przez delfina. Dziecko leży na plecach a delfin bezpośrednio swoim pyskiem dotyka głowy dziecka wydając ultradźwięki. Najczęściej sonarowanie odbywa się w wodzie. Ale widziałam też dziewczynkę której stan skóry (choroba genetyczna) nie pozwalał na wejście do słonej wody i sonarowanie odbywało się na powierzchni.
Wg publikacji: Delfiny wydzielając ultradźwięki, które wprowadzają mózg dziecka w stan alfa, który jest stanem wyjątkowej chłonności czyli zwiększa możliwość nauki. Jeżeli więc po delfinoterapii stymulujemy (ćwiczymy) dziecko zgodnie z jego potrzebami (rehabilitacja ruchowa, intelektualna, logopedia itp.) może ono przyswoić bodźce zewnętrzne znacznie szybciej lub dokładniej.”
Wiele ciekawych publikacji i prac na temat delfinoterapii i jej skuteczności znajdziecie na stronie Dobrej Wioski:
W języku polskim dostępne są między innymi opracowania:
Każda z 10 sesji delfinoterapii trwała 30 minut. Każde dziecko miało własnego trenera. Dzieci wchodziły razem na podest, ale już osobno odbywały terapię ze “swoimi delfinami” i trenerami. Najbardziej przyjemną dla nich chwila było to gdy mogły popływać z delfinami trzymając się ich płetw. To była zawsze nagrodą 🙂
Evgeny wspomniał mi że potrzebne jest przynajmniej 4 sesje delfinoterapii aby mieć szansę na widoczne efekty.
Instruktorzy mówili do dzieci po angielsku, z nami komunikując się też w języku angielskim. Dla mojego synka wyraźnie nie było to problemem ( on nadal więcej mówi po angielsku niż po polsku), Ania widziałam że domyślała się z kontekstu sytuacji o co chodzi. Zatem o ile język polski pewnie były mile widzianym dodatkiem, to nie on był tutaj kluczowy i jego brak nie był zasadniczo problemem.
Po kilku sesjach delfinoterapii zauważyłam, że moja córeczka Ania ma w sobie o wiele więcej motywacji i energii . Wcześniej marudziła przy każdym małym spacerze, kazała się nosić na rękach, a teraz była w stanie przespacerować samodzielnie nawet 16 km dziennie i dopiero zasygnalizować zmęczenie. Uruchomiło u niej się myślenie logiczne: przyczyna-skutek. Uruchomienie prysznicu, otwieranie drzwi, zapamiętanie historii czynności następującej po sobie stanowiło wcześniej dla niej problem ,a teraz tak nagle zaczęła to robić. Stała się bardziej cierpliwa, uważna, analizująca ryzyko, wciągająca brata bliźniaka Mikołaja i inne dzieci do zabawy.
Na ukraińskim placu zabaw nadal bawiła się w przesypywanie piasku jak zawsze, tylko teraz robiła to już nie sama, a w gronie kilku innych dzieci przesypujących jak ona piasek 😉
W wakacje gdy jestem z dziećmi 2-3 tygodnie 24 godziny na dobę non-stop są zawsze dla mnie czasem gdy odkrywam dzieci na nowo, ale teraz każdy dzień był takim odkryciem.
Dwa tygodnie delfinoterapii terapii w Charkowie minęło bardzo szybko.
Oczywiście patrząc na dzieci i ich radość z przebywania z delfinami nie mogłam sama nie spróbować delfinoterapii na własnej skórze. Zapewne to za mało aby zmienić mój mózg z poczwarki w motyla 😉 , ale wystarczająco aby poczuć na własnej skórze tę niesamowitą moc jaka bije od delfinów podczas sonarowania oraz przekonać się jak niesamowite i sympatyczne to są zwierzęta.
Każdy z delfinów był inny, miał inny charakter, jeden z delfinów domagał się buziaków, a inny mały delfin przypłynął cały czas aby robić dowcipy. Te duże czarne bestie tak naprawdę okazały się przesymatycznymi zwierzętami w wolnym czasie domagającymi się zabawy i pieszczot ze strony opiekunów. Białe japońskie delfiny mimo że były ogromne, były bardzo płochliwe i swój wolny czas spędzały głównie na zabawie.
Gdy Ania wróciła do przedszkola po 3 tygodniowej przerwie zaskoczyła również swoich terapeutów swoją pozytywną zmianą. To nowa Ania, uważna, zmotywowana, potrafiąca rozwiązać już proste zadania logiczne i chętna do nauki na co dzień, ale też aktywująca inne dzieci do zabawy. Bardzo poprawiła się jej zwiększona uważność i naśladownictwo. Do domu przynosi pochwały od trenerów judo i pływania za swoje postępy i motywację do treningów i nauki.
Mała Ania podczas delfinoterapii nie zaczęła mówić tak jak syn Beaty, ale mimo tego mam wrażenie że teraz naprawdę potrafimy dogadać się nawet bez słów bo już nie jesteśmy w 2 różnych światach.
Zapytacie zapewne czy uważam, że ten skok rozwojowy to zasługa delfinoterapii – jest na to spora szansa.
Jednak warto też dodać iż w tym samym czasie Ania zaczęła od nowa terapię immunoglobulinami w Kijowie po wygaszeniu napadów padaczkowych oraz terapia mitochondrialną dr. Kucery. Być może wszystkie z wymienionych rzeczy na raz, a być może jedna z tych rzeczy zadziałały na tak widoczną przemianę.
Gdyby to był projekt w pracy to już dawno włączone były by co najmniej testy A/B aby odpowiedzieć na to pytanie, jednak tutaj jestem mamą która cieszy się każdym dobrym krokiem w stronę zdrowia swojego dziecka i po prostu kontynuuje te terapie :-).
Podsumowanie
Tuż pod powierzchnią wody z sonarującymi mnie delfinami znalazłam tak bardzo upragniony i dawno utracony spokój. Ten spokój daje mi przekonanie że będzie dobrze :-).
Z pomocą delfinów zdałam sobie sprawę że bardzo potrzebuje przywrócić swój świat wywrócony przez autyzm, choroby dzieci do równowagi. I tej równowagi w życiu Wam również drodzy czytelnicy życzę!
Zobacz wideo relację z pływania dzieci na Youtube : tutaj
oraz Anię pod koniec delfinoterapii na YouTube: tutaj